wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział 15



Minęło półtora roku. Dla jednych zleciało szybko, dla innych ciągnęło się w nieskończoność. Panna Granger ułożyła sobie życie we Włoszech. Klub przynosił zyski, co liczyło się dla niej najbardziej. Dzieci rosły i były zdrowe. Nie znalazła sobie nikogo, ale tak było jej lepiej. Nie chciała przechodzić przez taką czy inną sytuację po raz kolejny. Regularnie pisała do Narcyzy i Blaisa, opisując, jak jej się powodzi, jak dzieci rosną. Z jednego z listów od Diabła dowiedziała się, że Draco wyjechał. Nikt do końca nie wiedział, gdzie ani z kim.

Hermiona postanowiła odwiedzić ich, bo bardzo się stęskniła. Ona, jak i dzieci. Dopięła wszystko na ostatni guzik i przyleciała. Nikomu nic wcześniej nie powiedziała. Miała to być niespodzianka. W drodze z lotniska, postanowiła najpierw wpaść do klubu i się przywitać. Tak, jak przypuszczała, w klubie kręcili się pracownicy. Zauważyła kilka nowych twarzy.
- Przepraszam, ale jest jeszcze zamknięte – powiedział jeden z ochroniarzy, jak się domyśliła Hermiona. – Pani kierownik będzie przyjmować potencjalnych klientów dopiero od 14.
- Powiedz, proszę, pani kierownik, że Hermiona przyszła – powiedziała miło panna Granger.
- Póki grzecznie proszę – dodała z naciskiem, nie widząc żadnej reakcji ze strony mężczyzny.
On niechętnie się obrócił i wykręcił numer. Hermiona natomiast puściła dzieci, które zaraz pobiegły w stronę baru, przywitać się. Zanim chłopak zdążył się obrócić w jej stronę i coś powiedzieć, na sali rozbrzmiał krzyk dziewczyn.
- Hermiona!!
Ona lekko się uśmiechnęła i minęła go bez słowa. Przywitała się ze wszystkim po kolei. Zasypali ją mnóstwem pytań.
- Spokojnie, spokojnie – powiedziała. – Przyszłam się na razie przywitać, ale nie zbyt miło mnie niektórzy potraktowali – tu popatrzyła się w stronę mężczyzny przy drzwiach. – Jak wrócę wieczorem, albo jutro do południa, to wszystko wam opowiem. Teraz chciałabym udać się do domu, bo jadę prosto z lotniska.
Wszyscy zaczęli kiwać głową i prosić, żeby na pewno jeszcze przyszła.
- Stęskniłam się za wami – powiedziała. – Przyjechałam na dłużej, więc na pewno się jeszcze zobaczymy.


W domu było widać, że ktoś pomieszkiwał. Za pewne Narcyza. Nie chciała sprzedawać tego mieszkania, bo nie była pewna, jak się jej życie potoczy i chciała mieć pewność, że jak coś, to będzie miała, gdzie mieszkać. Zostawiła swoje rzeczy w korytarzu i wyszła jeszcze po zabawki dzieci.
- Jesteście może głodni? – zapytała Ivana, który stał koło niej i trzymał za rączkę siostrzyczkę.
- Ja tak – powiedział.
- No to zaraz coś poszukamy w domu do jedzenia – uśmiechnęła się do niego.
- Oo. Panna Granger! Jak miło panią znowu widzieć – Hermiona odwróciła się i zauważyła sąsiada, który wychodził z domu.
- Dzień dobry. Pana też miło widzieć.
- Chyba mi nie powiesz, że ta mała dama, to twoja córeczka.
- Wyrosła, to prawda – przyznała brązowowłosa i uśmiechnęła się.
- Ale ja cię nie będę trzymać, bo słyszałem, że dzieci głodne. Do zobaczenia – powiedział i znikł w garażu.
Panna Granger ponagliła dzieci gestem ręki, żeby weszły do domu. Przejrzała zawartość lodówki i stwierdziła, że może zrobić naleśniki.
- Ivan, pobaw się z Alice, a ja szybko zrobię coś do jedzenia.
Chłopczyk posłuchał ją. Wziął zabawki i siostrę do salonu, gdzie zaczęli się bawić. Po obiedzie panna Granger poszła położyć spać córkę. Gdy wróciła do kuchni, zauważyła, że wszystko jest posprzątane.
- Ivan! – zawołała, a po chwili do pomieszczenia wszedł chłopczyk.
- Coś się stało?
- Dziękuję ci bardzo – powiedziała. Usiadła na krześle i wzięła chłopca na kolana. – Naprawdę pomagasz mi bardzo dużo. Jestem z ciebie dumna. Mama na pewno też była by z ciebie dumna…
- A tata? – zapytał nagłe chłopczyk. Hermiona zamyśliła się na chwilę i pokiwała głową.
- Draco też byłby z ciebie dumny. Nie wolno ci zapomnieć, że kocham ciebie, tak samo mocno jak Alice.
- Ja was też kocham – powiedział Ivan. Hermionie stanęły łzy w oczach. Przytuliła mocno chłopczyka.
Przerwało im nagłe wejście kogoś do domu. Jednak po chwili zrobiło się zupełnie cicho. Hermiona popatrzyła na drzwi prowadzące do kuchni i ujrzała w nich Narcyze, z wycelowaną w nich różdżką.
- Spokojnie – powiedziała do niej i lekko się uśmiechnęła.
- Babcia!! – krzyknął Ivan i pobiegł w jej stronę. Na jej twarzy można było dostrzec zdziwienie.
- Hermiona? Co wy tu robicie? – zapytała, przytulając chłopca.
- Przyjechaliśmy was odwiedzić.
- Ale tak bez słowa?
- Bo to miała być niespodzianka – powiedział Ivan i uśmiechnął się do starszej kobiety.
- Bardzo miła niespodzianka – powiedziała blondynka i uśmiechnęła się do niej.
- Nie pogniewasz się, bo trochę się porządziłam w kuchni…
- Przecież to twój dom. Masz prawo do wszystkiego.
- Ale teraz ty w nim mieszkasz.
- Przestań. Możesz robić co chcesz.
Chłopczyk poszedł się bawić do salonu, a kobiety zagłębiły się w rozmowę. Narcyza kazała jeszcze raz, ze szczegółami opowiedzieć Hermionie, jak jej się powodzi, dlaczego tak nagle wyjechała, gdzie teraz mieszka i w ogóle co u niej. Panna Granger odpowiadała na wszystkie pytania z wyjątkiem pytania o miejscu zamieszkania. Zgrabnie omijała ten temat, aż w końcu pani Malfoy zorientowała się, że synowa nic jej nie powie.
Rozmowę przerwało wejście małej blondwłosej dziewczynki do kuchni. Wyglądała na zaspaną jeszcze. Hermiona popatrzyła na nią, a później na zegarek, wiszący na ścianie.
- Cześć skarbie. Wyspałaś się? – zapytała i wzięła ją na ręce.
- To jest ta mała słodka dziewczyna? Moja wnuczka? – zapytała Narcyza.
- Tak. Alice idź przywitać się z babcią – powiedziała brązowowłosa. Jednak dziewczyna złapała się kurczowo nogi matki i nie ruszyła z miejsca. – Chyba jednak nie podejdzie do mamy na razie. Później, jak się oswoi ze wszystkim.
- Ale ona wyrosła. Nigdy bym nie powiedziała, że to może być ona. Chociaż jak się przyjrzeć dobrze, to jest podobna do Draco, jak on był w tym wieku.
- Mamo – powiedziała z lekką irytacją Hermiona.
Nie chciała o nim słyszeć w ogóle. Wyjechała po to, żeby zapomnieć. Nie udało jej się to. W duszy przyznała rację Narcyzie. Każdego ranka, jak patrzyła na córeczkę, widziała Dracona. Nieraz było to wspomnienie z czasów szkoły, nieraz z przed wypadku, nieraz z po wypadku. Różne. Zawsze się ganiła za to, ale nie umiała inaczej.

Tego samego dnia odwiedziła jeszcze klub, tak jak obiecała. Nie siedziała tam długo. Chciała tylko spotkać się z ludźmi, z którymi spędziła dobre i złe chwilę przed wyjazdem. Zawdzięczała im dużo. Wiedziała o tym i nie bała, ani nie wstydziła się, mówić o tym. Wróciła do domu, ale dzieci już spały. W salonie siedziała Narcyza i oglądała jakiś film. Jednak panna Granger była zmęczona całym dniem i stwierdziła, że idzie spać. Podziękowała jeszcze raz blondynce i udała się do swojej sypialni. Wzięła szybki prysznic i położyła się do łóżka. Zanim się zorientowała, odpłynęła do krainy Morfeusza.


Następnego dnia chciała odwiedzić Blaisa, ale okazało się, że gdzieś wyjechał i wróci za 4 dni. Przez ten czas Hermiona dużo czasu spędzała z dziećmi i Narcyzą. Starała się zapewnić im rozrywkę, żeby się nie nudziły, co po ich minach świadczyło,  że się jej udało.
Postanowiła, że odwiedzi Diabła w sobotę. Da mu czas na rozpakowanie rzeczy i wrócenie do rzeczywistości. Rano udała się do klubu, bo prosiła ją o to Lily. Obiad zjadła z dziećmi na mieście i metrem udała się do Blaisa. Brakowało jej auta, ale radziła sobie w miarę dobrze bez niego. Stanęła przed drzwiami i zadzwoniła. Drzwi otworzyła jej gosposia, która szeroko się do niej uśmiechnęła.
- Zaraz zawołam panicza – powiedziała, zanim Hermiona zdążyła otworzyć buzię. – Proszę wejść do salonu i się rozgościć.
- Dziękuję.
Hermiona udała się do wskazanego pomieszczenia. Rozejrzała się wokół. Nic się tutaj nie zmieniło od ostatniego razu. Usiadła w swoim ulubionym fotelu. Dzieciom pozwoliła iść się pobawić. W pomieszczeniu obok były zabawki, które Zabini kupił specjalnie dla Ivana i małej, wtedy Alice. Po chwili do pokoju wpadł brunet. Na jego twarzy było widać lekkie rumieńce.
- Tak? – zapytał, próbując ustalić, gdzie siedzi jego gość.
- Cześć Diabełku – powiedziała Hermiona i wychyliła się z fotela. Na twarzy mężczyzny pojawiło się wielkie zdziwienie. Ale po chwili zmieniło się w radość.
- Hermiona!! – krzyknął, podbiegł do niej i mocno przytulił.
- Ciebie też miło widzieć – powiedziała, łapiąc oddech.
- Jak ja cię dawno nie widziałem. Opowiadaj.
Hermiona zaczęła mu mówić, jak to założyła nowy klub i w ogóle. Przerwał jej Ivan, który wszedł do salonu.
- Mamo… Wujjjjjeeek! – krzyknął i rzucił się w jego raniona.
- Cześć mały… No przepraszam. Już wcale nie jesteś taki mały.
- Ani troszeczkę nie jestem mały! – powiedział z udawanym oburzeniem chłopczyk. Zaraz za nim do pokoju przywędrowała Alice.
- A to co to za mała śliczność? – zapytał Zabini.
- Wujku nie poznajesz Alice? – zapytał Ivan.
- To jest Alice? Ta mała dziewczynka, którą swego czasu się opiekowałem?
- Tak, Blaise, to jest ona – uśmiechnęła się Hermiona.
Mała panna Malfoy uśmiechnęła się do niego i wróciła do pomieszczenia obok. Zabini tylko wzruszył ramionami i popatrzył się z powrotem na Ivana.
- Ty też urosłeś. Ale chyba coś chciałeś, przychodząc tutaj.
- Tak. Mamo, możemy iść się pobawić do wujka na ogródek?
- Zapytaj się jego, a nie mnie – powiedziała cicho Hermiona.
- Jasne, że możecie. Tylko nie wychodźcie nigdzie dalej.
- Tak, tak. Mama zawsze to mi powtarza – powiedział nieco ironicznie chłopczyk, po czym znikł za drzwiami. Po chwili przez przeszklone drzwi na taras, można było zobaczyć jak prowadzi młodszą siostrę, która trzyma jakąś zabawkę w ręku.


- Ivan, Ivan. Idziemy już – krzyczała Hermiona, stojąc na progu drzwi na taras. Po chwili w jej polu widzenia pojawił się chłopczyk z siostrzyczką. Panna Granger zmarszczyła brwi i uważnie się im przyjrzała.
- Gdzie byliście?
- Alice pobiegła za piłką, która poleciała w tamtym kierunku – powiedział niepewnie chłopczyk.
- I gdzie ta piłka?
- Nie wiem. Nie udało mi się jej znaleźć. Musiała tam gdzieś głębiej wpaść.
- No dobrze. Nie ważne. Idźcie pożegnać się z wujkiem i wracamy do babci.
Hermionie coś nie pasowało, ale nie chciała nic mówić. Ivan na pewno by jej nie okłamał. Pożegnała się z Blaisem i wyszła przed dom. Stało tam jej auto. Jej ukochane auto. Poprosiła wcześniej Diabła, żeby pożyczył jej na czas, który tu jest, samochód, żeby było wygodniej jej się poruszać. Ten zgodził się bez niczego, bo wiedział, że ona ma do niego większe prawo. Zapięła córkę w foteliku, sprawdziła zapięcie syna i sama usiadła za kierownicą. Przez ten czas odzwyczaiła się od jazdy po lewej stronie drogi, więc na początku uważała bardzo. Lecz już po chwili wszystko wróciło i mogła normalnie i spokojnie jechać. Wrócili do domu. Czekał tam na nich obiad z karteczką, że Narcyza ma coś pilnego do załatwienia i wróci wieczorem.


Zadzwonił dzwonek do drzwi, Hermiona podniosła się z kanapy i poszła. Stwierdziła, że to może pani Malfoy zapomniała kluczy, ale gdy otworzyła drzwi nikogo nie zobaczyła. Dopiero po chwili dostrzegła na wycieraczce bukiet czerwonych róż. Podniosła go i uważnie się przyjrzała. Wyglądał normalnie, więc weszła z nim do domu. W kuchni nalała wody do wazonu i wsadziła kwiatki. Zauważyła karteczkę.

Dla najwspanialszej kobiety
jaką  w życiu spotkałem.
Przepraszam


Nic więcej. Obejrzała kartkę ze wszystkich stron, ale nic więcej nie było. Od kogo to mogło być? Nie wątpliwie musiała znać tego mężczyznę. Nie miała siły myśleć nad tym. Zostawiła kwiaty na stole i wróciła do dzieci do salonu. Właśnie kończyła się dobranocka.
- Myślę, że pora już spać – powiedziała, opierając się o brzeg fotela.
- Juuuuuuusz???? – zajęczeli jednocześnie. Hermiona lekko się uśmiechnęła.
- No dobrze. Możecie się jeszcze pobawić – usiadła w fotelu i zasłuchała się w wiadomości.
Gdy się skończyły, do domu wróciła pani Malfoy. Na jej twarzy gościł szeroki uśmiech. Hermiona przypatrzyła się jej uważnie, ale nic nie powiedziała, bo starsza pani szybko zniknęła na schodach.
- Babcia wróciła, więc myślę, że teraz już nie ma protestów, idziemy się myć i spać – zarządziła panna Granger i wstała. Dzieci zrobiły smutne miny. – Nie działa to na mnie. Jutro będziecie mieć cały dzień na zabawy. Na górę, już!

Następny dzień przyniósł pochmurne niebo. Zapowiadało to deszcz, więc Hermiona postanowiła dzień spędzić na zabawie z dziećmi w domu. Po obiedzie, usiadła z panią Malfoy w salonie i pogrążyły się z rozmowie, a dzieci bawiły się. Rozległ się dzwonek, ale zanim któraś z pań zorientowała się, Ivan pobiegł korytarzem, krzycząc, że on chce tym  razem otworzyć.
- Mamo – powiedziała Alice i podeszła do kobiety.
- Co się stało, słońce?
- Popacz – wyciągnęła do niej rączkę.
- Co to zrobiłaś, że masz skórę zdartą? – zapytała, przyglądając się dokładnie.
- Cześć – rozległ się głos od strony drzwi.
Hermiona zamarła, Alice popatrzyła w tamtą stronę, a pani Malfoy odwróciła się w tamtą stronę i natychmiast zerwała.

niedziela, 13 stycznia 2013

Informacja.



Tak więc wracam po bardzo bardzo bardzo długiej przerwie. Wiem, że zwykłe słowo przepraszam tego nie wynagrodzi, ale dużo spraw złożyło się na to, że nic nie pisała. A czemu wracam tu? Prosta sprawa, nie mam jak dostać się na onecie do swojego bloga, tak więc postanowiłam, że wszystkie rozdziały tu umieszczę. Obiecuję, że jutro dodam nowy rozdział w tym opowiadaniu. Mam nadzieję, że znajdzie się chociaż jedna osoba, która dalej będzie chciała czytać moje opowiadania.  Prace nad wyglądem bloga jeszcze trwają, więc dopiero za jakiś czas, będzie wyglądał tak, jak powinien.

Rozdział 14



Tego samego dnia, wieczorem w jej głowie powstał plan. Wiedziała, że łamie wszystkie niepisane zasady, jakie sobie postawiła, ale zdawała sobie sprawę, że nie wytrzyma świadomości, że tuż obok, żyją RAZEM Draco i Astroia. Nie była pewna, co zrobi Malfoy, ale nawet jeśli nie zostałby z nią, nie zmieniało to faktu, że mają dziecko.
- Hermionko, śpisz? – zapytała Narcyza, wsadzając głowę miedzy drzwi.
Panna Granger nie miała ochoty już z nikim rozmawiać, wiec nic nie powiedziała, udając, że śpi. Pani Malfoy, nie uzyskawszy odpowiedzi, wyszła z pokoju, zamykając drzwi za sobą. Hermiona układała sobie jeszcze szczegóły planu, ale usnęła, zmęczona wydarzeniami dnia.
Następnego dnia, obudziła się z samego rana. Ubrała, zjadła śniadanie i wyszła do pracy. Wiedziała, że ma dużo do załatwienia. Jak o 9 weszła do biura, tak wyszła z niego dopiero po 18. Zadzwoniła tylko raz do dziewczyn, żeby przyniosły jej coś do zjedzenia i do picia. Wszyscy zastanawiali się, co też się stało. Musiało to być coś poważnego, skoro Hermiona tyle czasu spędziła w biurze, nie wychodząc ani nic. Gdy w końcu wyszła, w klubie było już trochę gości. Podeszła do baru i powiedziała Emily, żeby przekazała wszystkim, że następnego dnia mają się zjawić do 11 w klubie, bo ma im coś ważnego do przekazania. To wzbudziło jeszcze większe zainteresowanie. Panna Granger bez innych wyjaśnień opuściła klub i udała się w stronę centrum.

***

Narcyza słyszała, jak Hermiona z samego rana wychodzi z domu. Zastanawiała się, co się wydarzyło. Chciała się od niej czegoś dowiedzieć, ale ona nic jej nie powiedziała. Widziała Dracona przed domem, więc może on coś wiedział. Postanowiła zadzwonić do niego później.
Sama zaś wstała, wykonała poranną toaletę i ubrała się. Zanim zeszła na dół, weszła do pokoju Ivana, żeby go obudzić. Gdy już to uczyniła, zeszła do kuchni, zrobić śniadanie dla nich. Po 15 min na dole zjawił się chłopczyk, całkowicie ubrany, z wymalowanym na buzi zadowoleniem i wesołością.
- Tutaj masz kanapki – powiedziała pani Malfoy i postawiła przed Ivanem talerz ze śniadaniem. – Ja idę obudzić twoją siostrę.
- Dziękuję – powiedział i wziął kanapkę.
Narcyza odprowadziła chłopca do przedszkola, a w drodze powrotnej postanowiła odwiedzić syna.
Draco bardzo uciszył się z ich odwiedzin. Mógł chociaż chwilę pobyć z córką. Był pewny, że Hermiona nic o tym nie wiem, bo by się na to nie zgodziła. Jednak w tej chwili to się nie liczyło. Po prostu, gdy Alice była obok, wydawało mu się, że odzyskał jakąś małą cząstkę, której mu brakowało. Tak samo było z Ivanem i przede wszystkim z Hermioną. Postanowił cieszyć się obecnością córki. Poprosił matkę, żeby zostawiła u niego Alice. Żeby mógł z nią spędzić więcej czasu. Obiecał, że przywiezie ją razem z Ivanem, którego odbierze z przedszkola.
Pani Malfoy nie miała nic przeciwko, bo wiedziała, jak może brakować mu dziecka. Poza tym był tego taki plus, że miała wolny dzień. Postanowiła się jeszcze wypytać Dracona, o to co zaszło między nim a Hermioną poprzedniego dnia, ale on też nic nie chciał powiedzieć. A jak tylko o to zapytała, sposępniała mu mina i mocniej zacisnął zęby. Tak więc Narcyza nic się nie dowiedziała, a przeczuwała, że coś się stało. Coś złego.

***

Gdy Hermiona wróciła do domu, było już późno. Mała Alice dawno spała, a Ivan kończył oglądać bajkę, po której miał iść spać. Na twarzy Narcyzy zobaczyła zmartwienie, ale uspokoiła ją, mówiąc, że nic się nie dzieje.
- Mamo, mamo!
- Tak kochanie?
- Widziałem dziś tatę – powiedział Ivan. Panna Granger uważnie się mu przyjrzała, po czym spojrzała na blondynkę.
- Draco chciał zobaczyć się z dziećmi, więc odebrał Ivana z przedszkola i chwilę popilnował Alice – wyjaśniła. Hermiona zanim coś powiedziała, ugryzła się w język. Nie chciała poruszać tego tematu przy dziecku.
- To fajnie. A teraz pora już iść spać – powiedziała do Ivana i lekko pchnęła go w stronę babci.
Dał jej buzi i udał się na górę, zaraz za nim poszła Hermiona. Weszła jeszcze sprawdzić, czy Alice śpi, gdy się upewniła, poszła do pokoju chłopca. Ivan leżał już w łóżku i przeglądał książki, które leżały na szafce nocnej. W końcu wybrał jedną i podał kobiecie. Hermiona lekko się uśmiechnęła i usiadła wygodnie obok niego. Otworzyła bajkę i zaczęła czytać. Uspokajało ją to, a w tej chwili spokoju jej było trzeba dużo. Czytała jeszcze długo po tym, jak chłopczyk zasnął, ale w jej duszy zapanował spokój.
Zeszła na dół i stanęła w progu salonu.
- Prosiłam mamę, żeby Draco przez spotkaniem z dziećmi mnie o tym uprzedził – powiedziała spokojnie.
- Hermiono, przecież nic się nie stało.
- Tym razem – powiedziała cicho, przerywając Narcyzie.
- To ich ojciec i ma prawo się z nimi widywać. Poza tym wiesz, że nic się nie stanie z nim. A jak już, to, to samo może się im przytrafić, jak będą pod moją czy Blaisa opieką. Nawet twoją. Wydaje mi się, że przesadzasz z tym zachowaniem. Ma prawo widywać i zajmować się dziećmi.
Hermiona nic nie powiedziała, tylko odwróciła się i poszła do kuchni. Pomyślała trochę, po czym wróciła z powrotem do salonu.
- Przepraszam – powiedziała i usiadła na kanapie. – Mam do ciebie prośbę.
- Tak?
- Muszę wyjechać na kilka dni w sprawie klubu. Mogłabyś się zająć dziećmi?
- Przecież wiesz, że ja zawsze się nimi zajmę – powiedziała, uśmiechając się Narcyza. – Coś się stało?
- Nie, nie. Kiedy indziej ci powiem, bo dziś już nie mam siły.
- To idź już spać.

***

Z samego rana Hermiona udała się do klubu na zebranie. Gdy przyjechała, wszyscy już byli. Najwidoczniej nikt nie chciał się spóźnić i narażać szefowej, bo było jeszcze dużo czasu do 11.
- Poczekajcie tutaj na mnie. Zaraz przyjdę – powiedziała i udała się do gabinetu. Zabrała jakieś papiery i zeszła na dół.
- Chcesz coś do picia? – zapytała Emily.
- Tak, poproszę.
- Stało się coś, że nas tutaj wszystkich wezwałaś? – zapytała dziewczyna, stawiając przed panną Granger szklankę z sokiem.
- Jeszcze nic się nie stało. I nie bójcie się, to nic poważnego. Po prostu chodzi o to, że wyjeżdżam do Włoch. Chcę tam założyć nowy klub, a jakie są tego przyczyny, to już moja sprawa. Możliwe, że przeprowadzę się tam na stałe. Oczywiście będę tutaj kontrolować wszystko, ale stamtąd. Chciałam, żeby Lily objęła moje miejsce i wszystkiego tutaj dopilnowała.
- Ale…
- Nie. Ja wiem, że Lily się nadaję do tego doskonale. Ciocia zresztą też się z tym zgodziła. Nie mam się czego obawiać. I to jest moja ostateczna decyzja. Zaraz lecę do Włoch, zacząć wszystko załatwiać. Aa! I najważniejsze. Pod żadnym pozorem nie możecie nikomu powiedzieć, gdzie jestem. W szczególności jak się wyprowadzę. Na pewno zjawi się Blaise, Draco czy Narcyza. Ale nikomu ani słowa.
- Dobrze – wszyscy przytaknęli.
Do Hermiony podeszła Emily i mocno uściskała, później Lisa, Iwan i po kolei wszyscy. Wiedzieli, że będzie im brakować szefowej, ale każdy domyślał się, czemu to robi. Panna Granger posiedziała z nimi jeszcze trochę i obgadała co najważniejsze sprawy, po czym teleportowała się do Włoch.

Była to mała miejscowość nad brzegiem morza. Sama do końca nie wiedziała, czemu wybrała akurat to miejsce, ale czuła, że tutaj będzie jej dobrze i na pewno coś zyska. A co do klubu, też miała dobre przeczucia. Zakwaterowała się w hotelu, co okazało się trochę trudne, bo było dużo ludzi, ale udało jej się.
Musiała załatwić jakiś dom, bo wiedziała, że jak przyjedzie z dziećmi, to musi być bezwarunkowo. Miejsce idealne na klub, znalazła już dzień wcześniej w Internecie i skontaktowała się z właścicielem lokalu. Umówiła się na środę. Znalezienie domu też okazało się prostą sprawą, ponieważ niedaleko klubu był dom, który wymagał remontu w środku, ale był dla niej idealny. Postanowiła wyremontować go z pomocą czarów. Ale żeby nie stwarzać podejrzeń, meble i wszystkie potrzebne urządzenia do domu kupiła w sklepie. Miały przyjść pod koniec tygodnia.
Z okna rozciągał się przepiękny widok na morze. Ogródek łączył się z piaszczystą plażą. On też był zaniedbały, ale tym postanowiła się na razie nie martwić. Po trochu, wymachując codziennie różdżką, zmieniała dom do niepoznania. Ktoś jakby nie widział go przedtem, nigdy by nie powiedział, że mógł tak źle wyglądać.
Klub okazał się strzałem w dziesiątkę. Był prawie na plaży, co gwarantowała dużą ilość gości, bo nawet po sezonie było tutaj dużo turystów. Lokal był w lepszym stanie, ale nie podobał się Hermionie wystrój, więc go też postanowiła zmienić z pomocą czarów. Wyposażenie zamówiła już wcześniej, bo przypuszczała, że będzie jej potrzebne nowe. A poza tym, po co ma oszczędzać na czymś, co i tak wymagało zmiany?
Zamieściła też ogłoszenia, że potrzebuje zatrudnić ludzi w klubie. Już następnego dnia znalazła się spora grupa. Hermiona jednak wiedziała, że musi być ostrożna w doborze personelu, więc sprawdzała ich pod wszystkim względami. Wybrała tylko tych najlepszych.

***

Do Londynu brązowowłosa wróciła zadowolona. Narcyza chciała się dowiedzieć czegoś od niej, ale dziewczyna nic nie powiedziała. Pani Malfoy nie naciskała, ale cieszyła się, bo dawno nie widziała jej tak szczęśliwej.
Załatwiała jeszcze ostatnie sprawy w klubie. Pomagała Lily wdrążyć się do końca w cały system jej nowej pracy. Zapewniła ją, że cokolwiek by się nie działo, może dzwonić do niej o każdej porze dnia i nocy.
W domu musiała jednak uważać, żeby nic nie powiedzieć Narcyzie, bo wiedziała, że ta jej nie puści. W końcu wpadła na pomysł, że wyśle ją na małe wakacje. Pani Malfoy nie była chętna na początku, ale w końcu sama stwierdziła, że dobrze jej to zrobi. To dawało Hermionie wolną rękę. Powiedziała Ivanowi co zamierza i poprosiła, żeby nikomu nic nie mówił. Powoli pakowała do pudeł wszystkie rzeczy, które chciała zabrać ze sobą i wysyłała do nowego domu. Zamówiła jeszcze bilety lotnicze dla nich.
W końcu, gdy już wszystko było gotowe, poprosiła Viktora, żeby odwiózł ich na lotnisko. Ale musiała jeszcze coś zrobić wcześniej. W domu zostawiła jeden list. Dla Narcyzy. Pokrótce wyjaśniła w nim, czemu to robi. Obiecała, że będzie się odzywać. Drugą sprawą był samochód. Zawiozła go do Blaisa. Wiedziała, że nie ma go w domu. Specjalnie tak dobrała godziny, żeby go nie spotkać. W środku zostawiła list do niego, podobnej treści, co i Narcyzie. Jak listonosz, w kopercie wrzuciła kluczyki od auta do skrzynki.
Samolot był trochę spóźniony, ale to nie przeszkadzało Hermionie. Z lotniska dojechała taksówką do domu. Trochę ją to kosztowało, ale nie miała innego wyjścia.
Stanęła przed nowym domem i głęboko wciągnęła powietrze. Rozejrzała się wkoło i cicho szepnęła:
- Witaj nowa przygodo.

Rozdział 13



Hermiona od Blaisa wyszła dużo spokojniejsza. Wytłumaczył jej, co się zdarzyło w kościele. Mimo wszystko była wdzięczna mężczyźnie za to, co zrobił. Nie musiał przerywać całego tego przedstawienia, ale zrobił to. Dla niej, dla dzieci, dla wszystkich, na których mu zależało.
Panna Granger poprosiła go, żeby jeszcze zajął się małą Alice, a ona pojedzie po Ivana, który był u Narcyzy. Z nią też musiała porozmawiać. Wszystko wytłumaczyć i przeprosić. Przez całą drogę zastanawiała się, co ma powiedzieć. Ale cały czas nie była pewna. Nie miała nic na swoje usprawiedliwienie. Tak więc, jak podjechała pod dom, kompletnie nie wiedziała co robić. Chciała wycofać i wrócić się do Diabła, ale wiedziała, że nie może tak zrobić. Nie może po raz kolejny uciekać. A tej rozmowy i tak nie uniknie. Wyłączyła silnik, wzięła głęboki oddech i wyszła.

***

Weszła właśnie do domu z dziećmi. Widziała, że Narcyza posprzątała i mieszkała tam pod nieobecność Hermiony. Nie miała jej tego za złe. Wręcz przeciwnie. Przynajmniej ktoś się domem zajął. Ivan pomógł jej wnieść rzeczy. Hermiona cieszyła się, że to właśnie jej przypadła opieka nad tym małym chłopcem. Przeżył w swoim krótkim życiu już dużo, ale nadal potrafił się bawić jak każde dziecko w jego wieku, jednocześnie był poważny i pomagał dużo.
- Kochanie – powiedziała Hermiona, patrząc na chłopca.
- Tak, mamo? – zapytał, uśmiechając się.
- Chodź tutaj do mnie na chwilę – powiedziała, siadając na fotelu w salonie. Obok w nosidełku spała Alice. Ivan podszedł do niej i usiadł na kolanach.
- Chciałam cię przeprosić za to wszystko, co się ostatnio wydarzyło – zaczęła cicho. – Nie powinnam was tak zostawiać, ale to chyba mnie przerosło. Poza tym cała ta sytuacja z Draco, to też nie jest dobre dla was. Jak tylko będziesz chciał się z nim zobaczyć, to mi powiedz, a ja zrobię, co będę mogła w tej sprawie, dobrze?
- Dobrze. Tata mówił, że nas kocha. Mnie, Alice i ciebie. Mówił tak u wujka, jak byliśmy. Mamo? Ty też go kochasz? – w jego głosie było słychać nadzieje. Hermiona blado się uśmiechnęła.
- Kocham. Was też kocham. Was przede wszystkim kocham.
- To dlaczego nie możecie być razem? Tak jak kiedyś?
- To nie jest takie proste. Po tym wszystkim, co się stało, musi minąć trochę czasu.
W pokoju zapadła cisza. Kobieta zapatrzyła się w ścianę, a chłopczyk jej się przyglądał. Chciał, żeby było tak jak dawniej. Oni w trójkę, w dużym domu, szczęśliwi, razem bawiący się.
Z zamyślenia ich oboje wyrwał dzwonek do drzwi.
- Ja otworze – powiedział Ivan, zeskakując z kolan. Pognał do drzwi, a Hermiona wzięła na ręce małą Alice, którą obudził hałas w domu.
Po chwili do pokoju wrócił chłopczyk.
- Kto to był?
- Tata – odpowiedział cicho.
Popatrzył uważnie na kobietę. Wiedziała, że musi się opanować. Był, ale już poszedł. Nie widziała go na oczy i wszystko było dobrze. Miał prawo widywać się z dziećmi. Wzięła kilka głębokich oddechów i zapytała:
- A co chciał?
- Pytał się, czy jesteś i czy u nas wszystko w porządku. Zaprosiłem go do środka, ale powiedział, że nie chce ci przeszkadzać i poszedł.
- Dobrze. Teraz idź się pobaw i przypilnuj siostry, a ja zrobię coś na obiad i pójdziemy na spacer, dobrze?
Ivan zgodził się bez protestów. Lubił bawić się z Alice. Była mała, dużo jeszcze nie umiała, a chciała naśladować brata. Często wychodziło jej coś komicznie, więc chłopczyk miał ubaw.
Panna Granger weszła do kuchni. Uspokoiła się do końca i rozejrzała. Stwierdziła, że zrobi naleśniki, bo ma wszystkie składniki i nie zajmie jej to dużo czasu. Tak więc zabrała się za pracę i już po chwili zapomniała o Draco w ogóle.

***

Dni mijały powoli, jeden za drugim. Hermiona wróciła do normalnego funkcjonowania, starała się unikać dłuższych spotkań z Draco, co wychodziło jej bardzo dobrze. Dużo czasu spędzała z dziećmi, ale też poświęcała go pracy. Klub bardzo dobrze funkcjonował. Od cioci przychodziły same dobre wieści. Otworzyła jeszcze jeden klub, który już okrył się sławą, a był dopiero co otwarty.
Panna Granger właśnie szła z dziećmi do parku. Był słoneczny letni dzień. Dużo matek też zabrało swoje pociechy na spacery. Ivan tryskał jakąś nadzwyczajną energią. Co chwilę podskakiwał i pytał Hermiony czy może już iść się bawić. W końcu kobieta zgodziła się, bo wiedziała, że i tak nie utrzyma go długo, a tak to wyszalej się teraz, a później będzie już spokój. Chłopczyk pobiegł w stronę placu zabaw, ile miał tylko siły w nóżkach i wpadł w wir zabawy z innymi dziećmi. Ona natomiast wolnym krokiem poszła z małą Alice w stronę ławki, która była w cieniu. Mała jeszcze nie umiała chodzić, ale bardzo chciała widzieć świat z innej perspektywy niż z wózka. Gdy usiadła na ławce, wyjęła dziewczynkę z wózka i posadziła na kolanach, tak żeby mogła obserwować co się dzieje na około.
Po 30 min przybiegł do nich Ivan. Był strasznie brudny, ale z jego twarzy biła radość. Hermionie wcale nie przeszkadzał fakt, że tak się ubrudził. W końcu był dzieckiem, a od tego nic mu się nie stanie. Ubrania się wypierze.
- Mogę się czegoś napić? – zapytał.
- No pewnie – powiedziała Hermiona i wyciągnęła z wózka butelkę z sokiem. – Dobrze się bawisz?
- Tak – powiedział i po chwili znikł w tłumie dzieci.
Panna Granger się lekko uśmiechnęła i postawiła Alice na ziemi. Złapała ją za rączki i podtrzymywała, żeby nie spadła. Mała zaś korzystając z okazji, ruszyła i prowadziła mamę w bliżej nieokreślone miejsce. Pochodziły tak chwilę, ale znudziło się to małej i chciała na rączki. Niedługo później zasnęła. Hermiona położyła ją ostrożnie w wózku i zasłoniła tak, żeby nie raziło ją słońce. Wyjęła książkę i zaczęła ją czytać.
- Mogę się dosiąść? – usłyszała. Nie podnosząc nawet wzroku, pokiwała twierdząco głową.
Przypuszczała, że to jakaś matka, której dziecko bawi się na placu zabaw. Ale jakże się pomyliła.
- Jak się nazywa? – zapytał znowu kobieta.
Hermiona odłożyła książkę i popatrzyła się na nią. Na jej twarzy zagościła złość, ale odpowiedziała grzecznie.
- To nie jest twoja sprawa.
- Pytam z grzeczności. Po prostu nie chciałam, żeby kolejne dziecko Draco, pod warunkiem, że to będzie dziewczynka, miało takie samo imię.
Panna Granger wciągnęła głęboko powietrze, próbując się uspokoić. Przez zaciśnięte zęby powiedziała:
- Co?
- No normalnie. Może i prawda wyszła na jaw i do ślubu nie doszło. Ale to nic. Jestem w ciąży, co oznacza, że jednak coś mnie łączy już na zawsze z Draco. Myślę, że się ucieszy, jak mu to powiem. Oczywiście, przyjmę go z otwartymi ramionami, bo nie wątpię, że będzie chciał się zająć dzieckiem, skoro ty mu na to nie pozwalasz – wyjaśniła Astroia. Z jej twarzy biła wyższość.
- I mi najpierw powiedziałaś o ciąży?
- Tak, chciałam zobaczyć twoją minę, ale rozczarowałam się. Myślałam, że będzie więcej emocji. A ty to tak spokojnie przyjęłaś. Ale zmienisz jeszcze zdanie, jak Draco wróci do mnie. Współczuję ci tylko jednego.
- Czego? – zapytała ze zdziwieniem Hermiona.
- Że codziennie będziesz musiała patrzeć na tą małą i przypominać sobie Draco. A później zaraz sobie przypomnisz, że on nie jest już twój, ze ma dziecko z inną, żyje z nią i jest szczęśliwy. Nie myśli o tobie…
- Wcale tego nie muszę słuchać. A poza tym, moja córeczka jest czymś najlepszym, co mogło mnie spotkać i nic tego nie popsuje. Nawet ta twoja marna przepowiednia przyszłości. Ponieważ nie mam ochoty z tobą rozmawiać, gratuluję ci dziecka, mam nadzieję, że nie wyrośnie na taką wredną i mściwą osobę, jak ty – powiedziała spokojnie brązowowłosa.
Wstała i ruszyła razem z Alice w stronę placu, gdzie bawił się Ivan. Cieszyła się, że nauczyła się tak świetnie maskować swoje uczucia, bo w środku aż kipiała ze złości. Ale nie chciała dać Astorii tej satysfakcji. Wysoko podniosła głowę i dumnie szła.
Ivan zgodził się wrócić do domu, pod warunkiem, że pójdą jeszcze na lody. Gdy już wracali do domu z lodami, spotkali Dracona. Hermiona poprosiła synka, żeby poszedł do domu, bo ona chce porozmawiać z blondynem. Chłopczyk zgodził się, bo miał nadzieje, że coś dobrego wyniknie z tej rozmowy.
- Witaj Hermiono.
- Witaj – powiedziała panna Granger.
- Chciałem zabrać dzieci na spacer.
- Właśnie wracamy. Może innym razem.
- To może mógłbym was chociaż odprowadzić do domu?
- Jak chcesz – Hermiona wiedziała, że nie może mu zabronić. Do domu nie było daleko, więc stwierdziła, że tyle wytrzyma jego obecność.
- Mógłbym wziąć na ręce Alice?
- Możesz.
Mężczyzna wziął córeczkę na ręce, a ona widząc go ucieszyła się strasznie. Szli przez pewien czas w ciszy. Hermiona zatrzymała się przed bramą do swojego domu.
- Jaka ona jest już duża – powiedział Smok. – Bardzo żałuję, że nie było mnie przy tym, jak się urodziła i każdego kolejnego dnia. Powinienem być. Cieszyć się z postępów jakie robi, smucić jak było źle.
- Myślę, że uda ci się to nadrobić – powiedziała kobieta.
Draco jak na sygnał jakiś, podniósł głowę i popatrzył na nią uważnie. W jego oczach zabłysła nadzieja. Nadzieja, że jednak pozwoli mu wrócić, normalnie zając się dziećmi i nią samą. Jednak Hermiona miała coś innego na myśli.
- Ale jak to?
- Od samych narodzin, poprzez pierwszy krok, gdy zacznie mówić, pierwszy roczek. Wszystko. Jak nie wierzysz, to idź się zapytać Astorii.
- Ale co ona ma z tym wspólnego? – powiedział zdziwiony mężczyzna.
- No jak to co? Jest w ciąży. Oczywiście z tobą – powiedziała to tak, jakby to było oczywiste.
Wzięła od niego Alice i ruszyła do domu. Na jego twarzy malowało się zdziwienie i nie dowierzanie. Dogonił ją przy samych drzwiach.
- Co ty mówisz?
- Normalnie. Idź do niej, to się dowiesz. Sama mi to powiedziała. Dziś w dodatku – powiedziała i weszła do domu, zostawiając zdziwionego Smoka na zewnątrz. 

Rozdział 12



Hermiona przez tydzień, który minął odkąd się tutaj pojawiła, większość czasu spędziła na plaży. Opalała się, poznawała nowych ludzi, bawiła się. Ani razu nie pomyślała o Draco, ani o ślubie. Za to za każdym razem zastanawiała się, co u dzieci. Tęskniła za nimi. Ale musiała to zrobić.
Właśnie siedziała w barze na plaży i pisała list. Chciała uspokoić Narcyzę, bo na pewno się martwiła o nią i dzieci.
- Mogę się dosiąść? – usłyszała koło ucha.
Podniosła głowę i uśmiechnęła się. Przed nią stał młody i bardzo przystojny mężczyzna.
- Jasne, że możesz – powiedziała.
Chwilę popatrzyła na ocean, po czym wróciła do pisania listu. Co chwilę coś kreśliła i zmazywała na kartce. Nie wiedziała, co ma napisać. Nie miała nic na swoje usprawiedliwienie. Zdała sobie sprawę, że zachowała się jak zwykła nastolatka. To jej się nie spodobało. Ale to był impuls. Teraz nie mogła tego cofnąć, ale zastanawiając się dalej, nie żałowała, że postąpiła tak. Potrzebowała wakacji. Bez dzieci i z dala od wszystkiego.
- Może ci pomóc? – zapytał chłopak.
- Nie przeszkadzaj. Tak będzie najlepiej – powiedziała cicho, nawet na niego nie patrząc.
W końcu na czystej kartce napisała to, co leżało jej na sercu i przerosiła za swoje zachowanie. Złożyła kartkę i schowała w spodniach.
- Może gdzieś pójdziemy dziś razem? – zapytał mężczyzna.
- Przepraszam, ale nie mam ochoty – powiedziała i zapatrzyła się w horyzont.

***

Blondyn właśnie stanął przed hotelem. Rozglądnął się, wziął głęboki oddech i wszedł do środka. Podszedł prosto do recepcji. Chwilkę poczekał, aż ktoś zwróci na niego uwagę.
- Tak? W czym mogę pomóc?
- Ja do panny Granger – powiedział spokojnie.
- Pan umówiony?
- Nie.
- Pańska godność.
- Ja chciałem zrobić jej niespodziankę.
- Niech pan chwilę poczeka. Sprawdzę, czy jest w pokoju.
Mężczyzna nic nie powiedział. Oparł się o blat i zapatrzył za widok za oknem. Plaża, ocean, który zdawał się zlewać z niebem. Mógł się spodziewać, że Hermiona wybierze takie miejsce. Bardzo ładnie tutaj było.
- Przepraszam – powiedziała recepcjonistka. On popatrzył na nią. – Panny Granger nie ma w pokoju.
- No to oczywiste, skoro widziałem ją tam – powiedział ironicznie blondyn i ręką wskazał za okno.
Pani się podniosła i popatrzyła w tamtym kierunku. Po chwili pokiwała głową, przyznając mu rację. Podniosła słuchawkę telefonu, wykręciła jakiś numer i poczekała, aż ktoś odbierze. On nie przysłuchiwał się. Wyszukał jeszcze raz Hermionę wzrokiem i przyjrzał się jej. Była piękna. Jak nie mógł tego wcześniej zauważyć. Chciał się walnąć ręką w czoło, ale powstrzymał się, przypominając sobie, gdzie jest. Popatrzył na recepcjonistkę. Ona w tym samym czasie odłożyła słuchawkę.
- Panna Granger zaraz będzie wracać do pokoju.
- Mógłbym tam na nią poczekać? – zapytał, zanim ona powiedziała coś innego. – Proszę.
- No dobrze. Ale niech pan nikomu nie mówi – powiedziała po chwili zastanowienia. – Marcus pana odprowadzi.
Gestem ręki zawołała mężczyznę, który zjawił się dosłownie sekundę później przy nich.
- Tak?
- Zaprowadź pana do pokoju panny Granger. Ona zaraz tam dojdzie, ale pana wpuść.
- Dobrze – powiedział i uśmiechnął się do kobiety. Po czym zwrócił się do blondyna. – Proszę za mną.
Blondyn ruszył za nim. Najpierw do windy, później prawie na samą górą, następnie korytarzem wzdłuż. Aż w końcu zatrzymali się przed drzwiami. One też po chwili nie stanowiły przeszkody i stanęły przed nim otworem.
- Dziękuję – powiedział blondyn i wszedł do środka.

***

W pewnym momencie do ich stolika podszedł barman i nachylił się nad Hermioną.
- W recepcji się pytają, czy wraca pani do pokoju – powiedział i przyjrzał się jej uważnie.
- Hmm. Zaraz tam idę.
- Dobrze.
- Ale jak chcą posprzątać, czy coś, to nie muszą się mną przejmować.
- Przekażę – uśmiechnął się do niej i wrócił do baru.
Przy stoliku zapadła cisza, którą po chwili przerwał brunet.
- Nie jesteś dziś w humorze. Coś się stało?
- Stało się.
- A mogę wiedzieć co?
- Przepraszam, ale nie mogę powiedzieć. Ale teraz idę do siebie. Później się zobaczymy – powiedziała Hermiona i lekko uśmiechnęła się do mężczyzny. Wstała, pocałowała go w policzek i udała się do hotelu.
Szła i cały czas zastanawiała się nad tym, co się dzieje w Londynie, w domu. Dochodząc do pokoju, postanowiła, że już czas wracać do dzieci i stawić czoła rzeczywistości. Przyłożyła kartę do drzwi, one otworzyły się, a ona weszła do środka. Rozglądnęła się, ale nie zauważyła żadnej zmiany. Ruszyła do sypialni, z zamiarem spakowania się. Jednak w połowie drogi, z fotela wstał blondyn, i stanął przed nią.
- Jezus! – krzyknęła dziewczyna, łapiąc się za serce.
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć.
- Co… Co tutaj robisz? – zapytała, lekko jąkając się. – Nie powinieneś być gdzieś w podróży poślubnej?
- Chciałem porozmawiać. Poświęć mi chwilkę – poprosił, ręką wskazując dwa fotele. Panna Granger przez chwilę się zastanawiała, po czym usiadła na wskazanym miejscu.
- Gdzie jest twoja żona? – zapytała cicho kobieta, nawet na niego nie patrząc.
- Siedzi przede mną – powiedział, nie spuszczając z niej wzroku.
- Że niby co?! – Hermiona o mało co nie zakrztusiła się własną śliną.
- No moja żona siedzi przede mną – powtórzył Draco.
- Ale… Jak to?!
- Przypomniałem sobie wszystko. Hermiona, kocham Cię! Zawsze Cię kochałem. Za tym wszystkim stała Astoria. To ona cały czas podawała mi eliksiry na zapomnienie. To przez nią pojechałem wtedy tam. To za jej przyczyną był ten wypadek i to wszystko, co później było. To wszystko jej wina. Dobrze, że Diabeł nie pozwolił na tą całą szopkę.
Hermiona nie odzywała się, żeby mu nie przerywać, ale uważnie się mu przyglądała z coraz to większym zdziwieniem. Nie tego się spodziewała. Wszystkiego, ale nie tego. Przez cały ten czas nawet nie przeszło jej przez myśl, że to wszystko co się dzieje, może być czyimś spiskiem. Ale teraz zaczęło się jej wszystko układać i nabierać sens.
Zapadła cicha. Draco uważnie się jej przyglądał. Ulżyło mu, że powiedział wszystko. Teraz tylko chciał, żeby panna Granger mu uwierzyła i wróciła do niego. Zrozumiał też, czemu matka przynosiła do niego do szpitala małą Alice. To było dziecko, na które tak czekał i, z którego się tak cieszył. Jego mała, kochana córeczka. Chciał ją wychowywać razem z Hermioną. I Ivana. Chciał, żeby znowu stworzyli normalną, kochającą się rodzinę.
- Przepraszam – powiedziała przez łzy kobieta. – Ja… Ja nie mogę. Nie teraz.
Wstała i jednym ruchem ręki spakowała wszystkie swoje rzeczy. Zabrała walizkę i wyszła. Szybkim krokiem przeszła przez korytarz i w ostatniej chwili wsiadła do windy. Wiedziała, że za nią idzie Draco. A ona co? Znowu uciekała. Ale nie umiała inaczej. To ją przerastało. W windzie osunęła się po ścianie i zaczęła płakać.
- Pomóc może pani? – zapytał pracownik hotelu. Panna Granger popatrzyła na niego zapłakanymi oczyma i pokręciła przecząco głową. Gdy dojechali na sam dół, wstała i ruszyła w stronę recepcji.
- Stało się coś, panno Granger? – zapytała kobieta, siedząca tam.
- Nie, nie. Chciałam powiedzieć tylko, że muszę natychmiastowo opuścić hotel. W pokoju jeszcze jest ten blondyn, ale on też zaraz opuści hotel. Niech pani jeszcze powie mojemu wujkowi, że skontaktuje się z nim.
- Dobrze. Zadzwonić po transport dla pani?
- Nie, nie. Dziękuję.
- Do widzenia.
- Do widzenia – odpowiedziała cicho Hermiona i wyszła.
Rozejrzała się i ruszyła w stronę zaułka, do którego ostatnio się teleportowała. Nie rozglądała się i patrzyła pod nogi. Szła szybko, a po jej policzkach spływały łzy.
Cieszyła się, że Draco jednak nie wziął ślubu i, że poznał prawdę. A raczej ją sobie przypomniał. Że chciał wrócić, ułożyć na nowo ich wspólne życie. Ale jak tylko patrzyła na niego, oczyma wyobraźni widziała go, jak przytula, całuje, pieści Astroię, szepta jej czułe słówka. A nawet widziała ich razem przed ołtarzem! Uśmiechniętych, zakochanych, szczęśliwych. Ten widok jej się nie podobał. I psuł wszystko.
Teleportowała się przed dom Zabiniego. Podeszła do drzwi i zadzwoniła. Nawet nie próbowała powstrzymać łez. Ani ich wytrzeć. Po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich Blaise z małą Alice na rękach.
- Hermiona?! – krzyknął na jej widok. Za nim zaraz pojawiła się jakaś starsza kobieta.
Debby, weź małą proszę – powiedział i podał dziecko kobiecie. – Hermionko. Co się stało?
Ale ona nic nie powiedziała, tylko zostawiła walizkę na ziemi, podeszła do niego i przytuliła się. Stali, aż brązowowłosa nie uspokoiła się trochę.

- To jak, powiesz mi, co się stało? – zapytał cicho Diabeł.
- Draco był u mnie.
- Poczekaj. Wejdźmy do środka.
Zabrał jej bagaż i wpuścił do domu. Ręką wskazał na salon, a sam poszedł do kuchni. Wziął dzbanek z sokiem i dwie szklanki. Wrócił do Hermiony. Postawił przed nią wszystko i usiadł obok.
- No to teraz słucham – powiedział.
Panna Granger wciągnęła głęboko powietrze i zaczęła mówić. Wszystko. To co się stało, co leżało jej na sercu, czego się bała, czego nie chciała. Wszystko. Łzy ciekły jej po policzkach, ale nie ścierała ich. Nie miała odwagi popatrzeć na niego, więc wpatrywała się w stolik, nerwowo bawiąc się palcami u rąk…

Rozdział 11



Hermiona wylądowała w ciemnym zaułku. Ruszyła wolnym krokiem w stronę ulicy. Było ciepło. W oddali, oprócz ruchu ulicznego, było słychać szum fal. Tego jej było trzeba. Już nie pamiętała, kiedy ostatnio tak porządnie wypoczęła. Nie to, że narzekała na to co ją spotkało, bo bardzo cieszyła się, że ma Ivana, że Draco kiedyś był jej mężem, że prowadziła wspaniały klub.
Na skrzyżowaniu zatrzymała się i rozglądnęła. W oddali zobaczyła swój cel podróży. Ruszyła w tamtym kierunku. Szła powoli i rozglądała się, czy zmieniło się coś od ostatniego razu, kiedy tutaj była. Gdy dotarła do hotelu, weszła do środka i podeszła zaraz do recepcji.
- Tak?
- Dzień dobry. Chciałam wynająć pokój na jakiś czas.
- Dzień dobry. Jest tylko pani?
- Tak.
- Pani dane.
- Hermiona Granger – pani, z którą rozmawiała, popatrzyła się na nią uważnie.
- Zaraz coś dla pani znajdziemy, panno Granger – powiedziała po chwili i zadzwoniła gdzieś. Zanim ktoś odezwał się po drugiej stronie słuchawki, ona ponownie zwróciła się do Hermiony. – Niech pani usiądzie i chwilę poczeka. Zaraz ktoś się panną zajmie.
Dziewczyna udała się w wyznaczone miejsce i rozsiadła w fotelu, z którego miała widok na plażę. Po 5 minutach podszedł do niej mężczyzna z obsługi i kazał iść za sobą. Zaprowadził ją do jej ulubionego apartamentu, z którego miała widok na ocean. Podziękowała mu i rozgościła się w pokoju.
Wiedziała, że przyjazd tutaj był dobrym pomysłem. Zawsze w tym hotelu znajdzie się miejsce dla niej. W końcu to jej wujek był właścicielem. Gdy już się rozpakowała i odświeżyła, postanowiła, że go odwiedzi. Wyszła z pokoju i udała się korytarzem wzdłuż. Na samym końcu znajdowały się drzwi, prowadzące do dyrektora. Zapukała cicho i poczekała na pozwolenie wejścia. Gdy usłyszała, weszła do środka z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Cześć wujku – powiedziała.
- Witaj Hermionko – odpowiedział, odwzajemniając gest. – Usiądź.
- Nie masz nic przeciwko, żebym na trochę tutaj pomieszkała?
- Ależ nie! Cieszę się, że w końcu mnie odwiedziłaś. A teraz opowiadaj, co tam u ciebie?

***

Diabeł zajmował się dziećmi najlepiej, jak tylko umiał. Nie był pewny, czy to jednak dobrze robi, szczególnie, jeśli chodzi o małą Alice. Nie przypuszczał, że przy takich dzieciach może być tyle roboty. Dni mijały mu bardzo szybko i zanim się zorientował był już piątkowy wieczór. Właśnie położył Alice spać, a Ivan oglądał bajkę. On sam zaś udał się do kuchni, gdzie była jego gosposia.
- Debby, mogłabyś się jutro zająć dziećmi? Ja postaram się wrócić jak najszybciej.
- Ależ nie ma sprawy. To są bardzo miłe dzieci.
- Dziękuję ci. Jesteś kochana – powiedział. Podszedł i pocałował ją w policzek.
Miał z tą kobietą do czynienia odkąd pamiętał. Zajmowała się nim jeszcze zanim poszedł do szkoły. Później, gdy przyjeżdżał do domu, opiekowała się nim jak własnym synem. Zawsze mógł na nią liczyć.
- Na górze masz wyprasowany garnitur – kobieta uśmiechnęła się do niego. – A teraz idź do Ivana. Jak się bajka skończy, to niech idzie spać.
- Dobrze.
Mężczyzna wyszedł z kuchni i udał się do salonu. Rozsiadł się wygodnie koło chłopca.
- Dostałem rozporządzenie, że zaraz po bajce masz iść spać – szepnął, uśmiechając się diabelsko, Blaise.
- Ani minutki dłużej? – zapytał chłopczyk.
- Z Debby nie warto ryzykować. Jak chcesz, to poczytamy na górze jeszcze jakąś bajkę. Co ty na to?
- Jest to lepsze, niż pójście spać tak wcześnie.

Gdy bajka się skończyła, Ivan bez słowa udał się na górę. Z łóżka wziął piżamę i poszedł do łazienki. Umył się i wrócił do pokoju. Na łóżku siedział już Zabini, szeroko się uśmiechając.
- Czysty?
Chłopczyk podszedł do niego i wyciągnął ręce, pokazując, czy na pewno są czyste. Diabeł sprawdził, po czym ręką poklepał miejsce koło siebie. Ivan usiadł wygodnie, a mężczyzna wziął z szafki nocnej książkę i zaczął czytać.  Zanim się zorientował, sam odpłynął do krainy Morfeusza.


Następnego dnia obudził się wcześniej niż zwykle. Bolały go plecy od niewygodnej pozycji. Wstał najciszej jak tylko umiał, żeby nie obudzić Ivana i ruszył w stronę drzwi. Po drodze porządnie się rozciągnął, co spowodowało trzask w kościach kręgosłupa. Wszedł do swojego pokoju i od razu udał się do łazienki. Wziął długi prysznic, który poprawił mu samopoczucie. Jednak jak sobie przypomniał, gdzie dzisiaj idzie, zaraz stracił humor.
Ruszył do sypialni, gdzie na łóżku znalazł wyprasowany garnitur. Spojrzał na zegarek i zdziwił się, że jest już tak późno. Postanowił najpierw zejść na śniadanie, a później ubrać się i udać się do Dracona. Jak postanowił, tak też zrobił. Jeszcze przed wyjściem, poszedł sprawdzić czy Alice śpi. Gdy zajrzał do łóżeczka, zobaczył uśmiechniętą twarz dziewczynki.
- Cześć słońce- powiedział i wziął ją na ręce. – Pewnie jesteś głodna. Ale najpierw trzeba zmienić pieluchę.
Przygotował sobie to, co było mu potrzebne i położył dziewczynkę na łóżku. Zadziwiające. Nawet nie przypuszczał, że on jest zdolny, żeby tak się zajmować dzieckiem. Gdy Alice była już gotowa, wziął ją na ręce i zeszli na dół, gdzie po kuchni już krzątała się Debby.
- Przebrałem jej pieluchę, a teraz zostawiam ci ją i idę, bo w końcu się spóźnię. Ivan chyba jeszcze śpi.
- Poradzę sobie – powiedziała kobieta i uśmiechnęła się do niego. – No ładnie wyglądasz. A teraz idź już.
Blaise pocałował ją w policzek i wyszedł z domu. Przez chwilę zastanowił się, po czym stwierdził, że jak pojedzie autem, to na pewno nie zdąży, więc postanowił się teleportować.

W domu pana młodego było małe zamieszanie, ale on nie zwrócił na nie uwagi i udał się do kuchni, gdzie zastał Narcyzę. Miała ona na sobie ciemną sukienkę, tak do połowy łydki. Była prosta, nie miała żadnych ozdób ani nic. Włosy miała spięte w ciasny kok.
- Dzień dobry.
- Witaj Blaise. Jak się czujesz?
- W miarę dobrze, ale bywało lepiej. Jednak cały czas się martwię o Hermionę. Źle to przyjęła i w sumie to się nie dziwię. W ogóle ta cała sytuacja nie daje mi spokoju.
- Dokładnie tak, jak mi. W ogóle nie wiem, gdzie ona jest. Ani co z dziećmi – powiedziała cicho pani Malfoy, patrząc się przez okno na ogród.
- Zapewniam cię, że akurat z dziećmi wszystko dobrze. Nie pytaj się, skąd wiem. Po prostu wiem.
- Aa tu jesteście! – krzyknął Draco, wchodząc do pomieszczenia. Oboje blado się uśmiechnęli i przytaknęli. – No co wy tacy? Nie dość, że taki ładny dzień jest, to jeszcze taka uroczystość! Ludzie, więcej entuzjazmu.
- Nie wszyscy posiadają go tyle, co ty – powiedział kwaśno Diabeł.
- No weź. Nie dziś. Ale już, koniec! Zbieramy się, bo nie wypada spóźnić się na własny ślub.
Blondynka poklepała Zabiniego po ramieniu i ruszyła do wyjścia. Po drodze wzięła jeszcze swoją torebkę. Mężczyzna udał się zaraz za nią. Natomiast Draco jeszcze gdzieś znikł. Jednak po 2 min pojawił się przed drzwiami wejściowymi.
- No to jedziemy! – zarządził i wskazał ręką na samochód.


Diabeł siedział jak w transie. Nie za bardzo wiedział, co się koło niego dzieje. Tysiąc różnych spraw i obrazów przelatywało przez jego myśli w ciągu minuty. Co chwila to nowe obrazy. Nie powinno go tutaj być. Nie w tych okolicznościach. Nie z Astorią w roli głównej. To wszystko było nie tak! Dotarło do niego, że to jest jedyna jego szansa, żeby przerwać tą maskaradę.
- Ja, Draco, biorę sobie ciebie Astorio za żonę. I ślubuję ci miłość, wierność i ucz…
- NIE!! – po kościele poniósł się krzyk dwóch osób.
Jeszcze przez chwilę można było słyszeć echo, natomiast każdy próbował zlokalizować osobnika, który to powiedział. Po chwili odezwał się ksiądz.
- Czy ktoś ma coś do powiedzenia?
- Tak, ja – powiedział Blaise i wstał.
- Ja również – dołączyła się do niego Narcyza.
- Ale, ale…?! – Draco nie mógł wymówić z siebie ani jednego słowa.
Patrzył tylko na nich, starając się złapać powietrze. Dla czego oni mu to robią?! Co z nimi jest nie tak? I to w dodatku jego własna matka, przerywa najszczęśliwszą chwilę w jego życiu!
- Już raz przyrzekałeś wierności i uczciwość małżeńską – powiedział cicho Diabeł. – Nie możesz jej tego zrobić! A poza tym nawet nie masz rozwodu, więc nie możesz wziąć kolejnego ślubu!
- Czy to prawda? – zapytał ksiądz, uważnie przyglądając się blondynowi. On tylko stał i patrzył się ze zdziwieniem malującym na twarzy.
- Ja… Ja… Nie wiem – powiedział cicho.
- To jest prawda – powiedziała Narcyza zdeterminowanym głosem.
- Ja myślę, że najpierw musimy to wyjaśnić, – zaczął kapłan – dlatego zapraszam młodą parę i państwa do swojego gabinetu.
Draco obrócił się i natrafił na spojrzenie swojej narzeczonej. Z jej oczu leciały pioruny. Było widać, że jest strasznie zła. Jednak nie skomentował tego w żaden sposób. Przepuścił ją przodem i udał się za księdzem.
Blaise pomógł wyjść Narcyzie, jednak nie poszedł za resztą do zakrystii. Ruszył w stronę wyjścia. Wszyscy w kościele uważnie go obserwowali.
- Blaise? – poniósł się cichy głos pani Malfoy.
- Nie mam zamiaru brać w tym udziału. To wszystko jest wina Astorii. I ty dobrze o tym wiesz. Musze wrócić do domu, dziećmi się zająć – zanim dotarło do niego to, co powiedział, zdążył już opuścić budynek.
Teraz miał przynajmniej pewność, że do ślubu nie dojdzie. A jak wszystko wyjdzie na jaw, to Draco wróci do Hermiony. Ale to były tylko jego nadzieje. A jak mówią, nadzieja matką głupich. Jeszcze do tego wygadał się Narcyzie. Łudził się, że może ona jednak nie skojarzyła tego. Jednak nie miał czasu się teraz nad tym dłużej zastanawiać. Teleportował się do domu, gdzie czekała na niego Debby z dziećmi…

Obserwatorzy