Hermiona wylądowała w ciemnym zaułku. Ruszyła wolnym krokiem w
stronę ulicy. Było ciepło. W oddali, oprócz ruchu ulicznego, było słychać szum
fal. Tego jej było trzeba. Już nie pamiętała, kiedy ostatnio tak porządnie
wypoczęła. Nie to, że narzekała na to co ją spotkało, bo bardzo cieszyła się,
że ma Ivana, że Draco kiedyś był jej mężem, że prowadziła wspaniały klub.
Na skrzyżowaniu zatrzymała się i rozglądnęła. W oddali zobaczyła
swój cel podróży. Ruszyła w tamtym kierunku. Szła powoli i rozglądała się, czy
zmieniło się coś od ostatniego razu, kiedy tutaj była. Gdy dotarła do hotelu,
weszła do środka i podeszła zaraz do recepcji.
- Tak?
- Dzień dobry. Chciałam wynająć pokój na jakiś czas.
- Dzień dobry. Jest tylko pani?
- Tak.
- Pani dane.
- Hermiona Granger – pani, z którą rozmawiała, popatrzyła się na
nią uważnie.
- Zaraz coś dla pani znajdziemy, panno Granger – powiedziała po
chwili i zadzwoniła gdzieś. Zanim ktoś odezwał się po drugiej stronie
słuchawki, ona ponownie zwróciła się do Hermiony. – Niech pani usiądzie i
chwilę poczeka. Zaraz ktoś się panną zajmie.
Dziewczyna udała się w wyznaczone miejsce i rozsiadła w fotelu, z
którego miała widok na plażę. Po 5 minutach podszedł do niej mężczyzna z
obsługi i kazał iść za sobą. Zaprowadził ją do jej ulubionego apartamentu, z
którego miała widok na ocean. Podziękowała mu i rozgościła się w pokoju.
Wiedziała, że przyjazd tutaj był dobrym pomysłem. Zawsze w tym
hotelu znajdzie się miejsce dla niej. W końcu to jej wujek był właścicielem.
Gdy już się rozpakowała i odświeżyła, postanowiła, że go odwiedzi. Wyszła z
pokoju i udała się korytarzem wzdłuż. Na samym końcu znajdowały się drzwi,
prowadzące do dyrektora. Zapukała cicho i poczekała na pozwolenie wejścia. Gdy
usłyszała, weszła do środka z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Cześć wujku – powiedziała.
- Witaj Hermionko – odpowiedział, odwzajemniając gest. – Usiądź.
- Nie masz nic przeciwko, żebym na trochę tutaj pomieszkała?
- Ależ nie! Cieszę się, że w końcu mnie odwiedziłaś. A teraz
opowiadaj, co tam u ciebie?
***
Diabeł zajmował się dziećmi najlepiej, jak tylko umiał. Nie był
pewny, czy to jednak dobrze robi, szczególnie, jeśli chodzi o małą Alice. Nie
przypuszczał, że przy takich dzieciach może być tyle roboty. Dni mijały mu
bardzo szybko i zanim się zorientował był już piątkowy wieczór. Właśnie położył
Alice spać, a Ivan oglądał bajkę. On sam zaś udał się do kuchni, gdzie była
jego gosposia.
- Debby, mogłabyś się jutro zająć dziećmi? Ja postaram się wrócić
jak najszybciej.
- Ależ nie ma sprawy. To są bardzo miłe dzieci.
- Dziękuję ci. Jesteś kochana – powiedział. Podszedł i pocałował
ją w policzek.
Miał z tą kobietą do czynienia odkąd pamiętał. Zajmowała się nim
jeszcze zanim poszedł do szkoły. Później, gdy przyjeżdżał do domu, opiekowała
się nim jak własnym synem. Zawsze mógł na nią liczyć.
- Na górze masz wyprasowany garnitur – kobieta uśmiechnęła się do
niego. – A teraz idź do Ivana. Jak się bajka skończy, to niech idzie spać.
- Dobrze.
Mężczyzna wyszedł z kuchni i udał się do salonu. Rozsiadł się
wygodnie koło chłopca.
- Dostałem rozporządzenie, że zaraz po bajce masz iść spać –
szepnął, uśmiechając się diabelsko, Blaise.
- Ani minutki dłużej? – zapytał chłopczyk.
- Z Debby nie warto ryzykować. Jak chcesz, to poczytamy na górze
jeszcze jakąś bajkę. Co ty na to?
- Jest to lepsze, niż pójście spać tak wcześnie.
Gdy bajka się skończyła, Ivan bez słowa udał się na górę. Z łóżka
wziął piżamę i poszedł do łazienki. Umył się i wrócił do pokoju. Na łóżku
siedział już Zabini, szeroko się uśmiechając.
- Czysty?
Chłopczyk podszedł do niego i wyciągnął ręce, pokazując, czy na
pewno są czyste. Diabeł sprawdził, po czym ręką poklepał miejsce koło siebie.
Ivan usiadł wygodnie, a mężczyzna wziął z szafki nocnej książkę i zaczął
czytać. Zanim się zorientował, sam odpłynął do krainy Morfeusza.
Następnego dnia obudził się wcześniej niż zwykle. Bolały go plecy
od niewygodnej pozycji. Wstał najciszej jak tylko umiał, żeby nie obudzić Ivana
i ruszył w stronę drzwi. Po drodze porządnie się rozciągnął, co spowodowało
trzask w kościach kręgosłupa. Wszedł do swojego pokoju i od razu udał się do
łazienki. Wziął długi prysznic, który poprawił mu samopoczucie. Jednak jak
sobie przypomniał, gdzie dzisiaj idzie, zaraz stracił humor.
Ruszył do sypialni, gdzie na łóżku znalazł wyprasowany garnitur.
Spojrzał na zegarek i zdziwił się, że jest już tak późno. Postanowił najpierw
zejść na śniadanie, a później ubrać się i udać się do Dracona. Jak postanowił,
tak też zrobił. Jeszcze przed wyjściem, poszedł sprawdzić czy Alice śpi. Gdy
zajrzał do łóżeczka, zobaczył uśmiechniętą twarz dziewczynki.
- Cześć słońce- powiedział i wziął ją na ręce. – Pewnie jesteś
głodna. Ale najpierw trzeba zmienić pieluchę.
Przygotował sobie to, co było mu potrzebne i położył dziewczynkę
na łóżku. Zadziwiające. Nawet nie przypuszczał, że on jest zdolny, żeby tak się
zajmować dzieckiem. Gdy Alice była już gotowa, wziął ją na ręce i zeszli na
dół, gdzie po kuchni już krzątała się Debby.
- Przebrałem jej pieluchę, a teraz zostawiam ci ją i idę, bo w
końcu się spóźnię. Ivan chyba jeszcze śpi.
- Poradzę sobie – powiedziała kobieta i uśmiechnęła się do niego.
– No ładnie wyglądasz. A teraz idź już.
Blaise pocałował ją w policzek i wyszedł z domu. Przez chwilę
zastanowił się, po czym stwierdził, że jak pojedzie autem, to na pewno nie
zdąży, więc postanowił się teleportować.
W domu pana młodego było małe zamieszanie, ale on nie zwrócił na
nie uwagi i udał się do kuchni, gdzie zastał Narcyzę. Miała ona na sobie ciemną
sukienkę, tak do połowy łydki. Była prosta, nie miała żadnych ozdób ani nic.
Włosy miała spięte w ciasny kok.
- Dzień dobry.
- Witaj Blaise. Jak się czujesz?
- W miarę dobrze, ale bywało lepiej. Jednak cały czas się martwię
o Hermionę. Źle to przyjęła i w sumie to się nie dziwię. W ogóle ta cała
sytuacja nie daje mi spokoju.
- Dokładnie tak, jak mi. W ogóle nie wiem, gdzie ona jest. Ani co
z dziećmi – powiedziała cicho pani Malfoy, patrząc się przez okno na ogród.
- Zapewniam cię, że akurat z dziećmi wszystko dobrze. Nie pytaj
się, skąd wiem. Po prostu wiem.
- Aa tu jesteście! – krzyknął Draco, wchodząc do pomieszczenia.
Oboje blado się uśmiechnęli i przytaknęli. – No co wy tacy? Nie dość, że taki
ładny dzień jest, to jeszcze taka uroczystość! Ludzie, więcej entuzjazmu.
- Nie wszyscy posiadają go tyle, co ty – powiedział kwaśno Diabeł.
- No weź. Nie dziś. Ale już, koniec! Zbieramy się, bo nie wypada
spóźnić się na własny ślub.
Blondynka poklepała Zabiniego po ramieniu i ruszyła do wyjścia. Po
drodze wzięła jeszcze swoją torebkę. Mężczyzna udał się zaraz za nią. Natomiast
Draco jeszcze gdzieś znikł. Jednak po 2 min pojawił się przed drzwiami
wejściowymi.
- No to jedziemy! – zarządził i wskazał ręką na samochód.
Diabeł siedział jak w transie. Nie za bardzo wiedział, co się koło
niego dzieje. Tysiąc różnych spraw i obrazów przelatywało przez jego myśli w
ciągu minuty. Co chwila to nowe obrazy. Nie powinno go tutaj być. Nie w tych
okolicznościach. Nie z Astorią w roli głównej. To wszystko było nie tak!
Dotarło do niego, że to jest jedyna jego szansa, żeby przerwać tą maskaradę.
- Ja, Draco, biorę sobie ciebie Astorio za żonę. I ślubuję ci
miłość, wierność i ucz…
- NIE!! – po kościele poniósł się krzyk dwóch osób.
Jeszcze przez chwilę można było słyszeć echo, natomiast każdy
próbował zlokalizować osobnika, który to powiedział. Po chwili odezwał się
ksiądz.
- Czy ktoś ma coś do powiedzenia?
- Tak, ja – powiedział Blaise i wstał.
- Ja również – dołączyła się do niego Narcyza.
- Ale, ale…?! – Draco nie mógł wymówić z siebie ani jednego słowa.
Patrzył tylko na nich, starając się złapać powietrze. Dla czego
oni mu to robią?! Co z nimi jest nie tak? I to w dodatku jego własna matka,
przerywa najszczęśliwszą chwilę w jego życiu!
- Już raz przyrzekałeś wierności i uczciwość małżeńską –
powiedział cicho Diabeł. – Nie możesz jej tego zrobić! A poza tym nawet nie
masz rozwodu, więc nie możesz wziąć kolejnego ślubu!
- Czy to prawda? – zapytał ksiądz, uważnie przyglądając się
blondynowi. On tylko stał i patrzył się ze zdziwieniem malującym na twarzy.
- Ja… Ja… Nie wiem – powiedział cicho.
- To jest prawda – powiedziała Narcyza zdeterminowanym głosem.
- Ja myślę, że najpierw musimy to wyjaśnić, – zaczął kapłan –
dlatego zapraszam młodą parę i państwa do swojego gabinetu.
Draco obrócił się i natrafił na spojrzenie swojej narzeczonej. Z
jej oczu leciały pioruny. Było widać, że jest strasznie zła. Jednak nie
skomentował tego w żaden sposób. Przepuścił ją przodem i udał się za księdzem.
Blaise pomógł wyjść Narcyzie, jednak nie poszedł za resztą do
zakrystii. Ruszył w stronę wyjścia. Wszyscy w kościele uważnie go obserwowali.
- Blaise? – poniósł się cichy głos pani Malfoy.
- Nie mam zamiaru brać w tym udziału. To wszystko jest wina
Astorii. I ty dobrze o tym wiesz. Musze wrócić do domu, dziećmi się zająć –
zanim dotarło do niego to, co powiedział, zdążył już opuścić budynek.
Teraz miał przynajmniej pewność, że do ślubu nie dojdzie. A jak
wszystko wyjdzie na jaw, to Draco wróci do Hermiony. Ale to były tylko jego
nadzieje. A jak mówią, nadzieja matką głupich. Jeszcze do tego wygadał się
Narcyzie. Łudził się, że może ona jednak nie skojarzyła tego. Jednak nie miał
czasu się teraz nad tym dłużej zastanawiać. Teleportował się do domu, gdzie
czekała na niego Debby z dziećmi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz