niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział 13



Hermiona od Blaisa wyszła dużo spokojniejsza. Wytłumaczył jej, co się zdarzyło w kościele. Mimo wszystko była wdzięczna mężczyźnie za to, co zrobił. Nie musiał przerywać całego tego przedstawienia, ale zrobił to. Dla niej, dla dzieci, dla wszystkich, na których mu zależało.
Panna Granger poprosiła go, żeby jeszcze zajął się małą Alice, a ona pojedzie po Ivana, który był u Narcyzy. Z nią też musiała porozmawiać. Wszystko wytłumaczyć i przeprosić. Przez całą drogę zastanawiała się, co ma powiedzieć. Ale cały czas nie była pewna. Nie miała nic na swoje usprawiedliwienie. Tak więc, jak podjechała pod dom, kompletnie nie wiedziała co robić. Chciała wycofać i wrócić się do Diabła, ale wiedziała, że nie może tak zrobić. Nie może po raz kolejny uciekać. A tej rozmowy i tak nie uniknie. Wyłączyła silnik, wzięła głęboki oddech i wyszła.

***

Weszła właśnie do domu z dziećmi. Widziała, że Narcyza posprzątała i mieszkała tam pod nieobecność Hermiony. Nie miała jej tego za złe. Wręcz przeciwnie. Przynajmniej ktoś się domem zajął. Ivan pomógł jej wnieść rzeczy. Hermiona cieszyła się, że to właśnie jej przypadła opieka nad tym małym chłopcem. Przeżył w swoim krótkim życiu już dużo, ale nadal potrafił się bawić jak każde dziecko w jego wieku, jednocześnie był poważny i pomagał dużo.
- Kochanie – powiedziała Hermiona, patrząc na chłopca.
- Tak, mamo? – zapytał, uśmiechając się.
- Chodź tutaj do mnie na chwilę – powiedziała, siadając na fotelu w salonie. Obok w nosidełku spała Alice. Ivan podszedł do niej i usiadł na kolanach.
- Chciałam cię przeprosić za to wszystko, co się ostatnio wydarzyło – zaczęła cicho. – Nie powinnam was tak zostawiać, ale to chyba mnie przerosło. Poza tym cała ta sytuacja z Draco, to też nie jest dobre dla was. Jak tylko będziesz chciał się z nim zobaczyć, to mi powiedz, a ja zrobię, co będę mogła w tej sprawie, dobrze?
- Dobrze. Tata mówił, że nas kocha. Mnie, Alice i ciebie. Mówił tak u wujka, jak byliśmy. Mamo? Ty też go kochasz? – w jego głosie było słychać nadzieje. Hermiona blado się uśmiechnęła.
- Kocham. Was też kocham. Was przede wszystkim kocham.
- To dlaczego nie możecie być razem? Tak jak kiedyś?
- To nie jest takie proste. Po tym wszystkim, co się stało, musi minąć trochę czasu.
W pokoju zapadła cisza. Kobieta zapatrzyła się w ścianę, a chłopczyk jej się przyglądał. Chciał, żeby było tak jak dawniej. Oni w trójkę, w dużym domu, szczęśliwi, razem bawiący się.
Z zamyślenia ich oboje wyrwał dzwonek do drzwi.
- Ja otworze – powiedział Ivan, zeskakując z kolan. Pognał do drzwi, a Hermiona wzięła na ręce małą Alice, którą obudził hałas w domu.
Po chwili do pokoju wrócił chłopczyk.
- Kto to był?
- Tata – odpowiedział cicho.
Popatrzył uważnie na kobietę. Wiedziała, że musi się opanować. Był, ale już poszedł. Nie widziała go na oczy i wszystko było dobrze. Miał prawo widywać się z dziećmi. Wzięła kilka głębokich oddechów i zapytała:
- A co chciał?
- Pytał się, czy jesteś i czy u nas wszystko w porządku. Zaprosiłem go do środka, ale powiedział, że nie chce ci przeszkadzać i poszedł.
- Dobrze. Teraz idź się pobaw i przypilnuj siostry, a ja zrobię coś na obiad i pójdziemy na spacer, dobrze?
Ivan zgodził się bez protestów. Lubił bawić się z Alice. Była mała, dużo jeszcze nie umiała, a chciała naśladować brata. Często wychodziło jej coś komicznie, więc chłopczyk miał ubaw.
Panna Granger weszła do kuchni. Uspokoiła się do końca i rozejrzała. Stwierdziła, że zrobi naleśniki, bo ma wszystkie składniki i nie zajmie jej to dużo czasu. Tak więc zabrała się za pracę i już po chwili zapomniała o Draco w ogóle.

***

Dni mijały powoli, jeden za drugim. Hermiona wróciła do normalnego funkcjonowania, starała się unikać dłuższych spotkań z Draco, co wychodziło jej bardzo dobrze. Dużo czasu spędzała z dziećmi, ale też poświęcała go pracy. Klub bardzo dobrze funkcjonował. Od cioci przychodziły same dobre wieści. Otworzyła jeszcze jeden klub, który już okrył się sławą, a był dopiero co otwarty.
Panna Granger właśnie szła z dziećmi do parku. Był słoneczny letni dzień. Dużo matek też zabrało swoje pociechy na spacery. Ivan tryskał jakąś nadzwyczajną energią. Co chwilę podskakiwał i pytał Hermiony czy może już iść się bawić. W końcu kobieta zgodziła się, bo wiedziała, że i tak nie utrzyma go długo, a tak to wyszalej się teraz, a później będzie już spokój. Chłopczyk pobiegł w stronę placu zabaw, ile miał tylko siły w nóżkach i wpadł w wir zabawy z innymi dziećmi. Ona natomiast wolnym krokiem poszła z małą Alice w stronę ławki, która była w cieniu. Mała jeszcze nie umiała chodzić, ale bardzo chciała widzieć świat z innej perspektywy niż z wózka. Gdy usiadła na ławce, wyjęła dziewczynkę z wózka i posadziła na kolanach, tak żeby mogła obserwować co się dzieje na około.
Po 30 min przybiegł do nich Ivan. Był strasznie brudny, ale z jego twarzy biła radość. Hermionie wcale nie przeszkadzał fakt, że tak się ubrudził. W końcu był dzieckiem, a od tego nic mu się nie stanie. Ubrania się wypierze.
- Mogę się czegoś napić? – zapytał.
- No pewnie – powiedziała Hermiona i wyciągnęła z wózka butelkę z sokiem. – Dobrze się bawisz?
- Tak – powiedział i po chwili znikł w tłumie dzieci.
Panna Granger się lekko uśmiechnęła i postawiła Alice na ziemi. Złapała ją za rączki i podtrzymywała, żeby nie spadła. Mała zaś korzystając z okazji, ruszyła i prowadziła mamę w bliżej nieokreślone miejsce. Pochodziły tak chwilę, ale znudziło się to małej i chciała na rączki. Niedługo później zasnęła. Hermiona położyła ją ostrożnie w wózku i zasłoniła tak, żeby nie raziło ją słońce. Wyjęła książkę i zaczęła ją czytać.
- Mogę się dosiąść? – usłyszała. Nie podnosząc nawet wzroku, pokiwała twierdząco głową.
Przypuszczała, że to jakaś matka, której dziecko bawi się na placu zabaw. Ale jakże się pomyliła.
- Jak się nazywa? – zapytał znowu kobieta.
Hermiona odłożyła książkę i popatrzyła się na nią. Na jej twarzy zagościła złość, ale odpowiedziała grzecznie.
- To nie jest twoja sprawa.
- Pytam z grzeczności. Po prostu nie chciałam, żeby kolejne dziecko Draco, pod warunkiem, że to będzie dziewczynka, miało takie samo imię.
Panna Granger wciągnęła głęboko powietrze, próbując się uspokoić. Przez zaciśnięte zęby powiedziała:
- Co?
- No normalnie. Może i prawda wyszła na jaw i do ślubu nie doszło. Ale to nic. Jestem w ciąży, co oznacza, że jednak coś mnie łączy już na zawsze z Draco. Myślę, że się ucieszy, jak mu to powiem. Oczywiście, przyjmę go z otwartymi ramionami, bo nie wątpię, że będzie chciał się zająć dzieckiem, skoro ty mu na to nie pozwalasz – wyjaśniła Astroia. Z jej twarzy biła wyższość.
- I mi najpierw powiedziałaś o ciąży?
- Tak, chciałam zobaczyć twoją minę, ale rozczarowałam się. Myślałam, że będzie więcej emocji. A ty to tak spokojnie przyjęłaś. Ale zmienisz jeszcze zdanie, jak Draco wróci do mnie. Współczuję ci tylko jednego.
- Czego? – zapytała ze zdziwieniem Hermiona.
- Że codziennie będziesz musiała patrzeć na tą małą i przypominać sobie Draco. A później zaraz sobie przypomnisz, że on nie jest już twój, ze ma dziecko z inną, żyje z nią i jest szczęśliwy. Nie myśli o tobie…
- Wcale tego nie muszę słuchać. A poza tym, moja córeczka jest czymś najlepszym, co mogło mnie spotkać i nic tego nie popsuje. Nawet ta twoja marna przepowiednia przyszłości. Ponieważ nie mam ochoty z tobą rozmawiać, gratuluję ci dziecka, mam nadzieję, że nie wyrośnie na taką wredną i mściwą osobę, jak ty – powiedziała spokojnie brązowowłosa.
Wstała i ruszyła razem z Alice w stronę placu, gdzie bawił się Ivan. Cieszyła się, że nauczyła się tak świetnie maskować swoje uczucia, bo w środku aż kipiała ze złości. Ale nie chciała dać Astorii tej satysfakcji. Wysoko podniosła głowę i dumnie szła.
Ivan zgodził się wrócić do domu, pod warunkiem, że pójdą jeszcze na lody. Gdy już wracali do domu z lodami, spotkali Dracona. Hermiona poprosiła synka, żeby poszedł do domu, bo ona chce porozmawiać z blondynem. Chłopczyk zgodził się, bo miał nadzieje, że coś dobrego wyniknie z tej rozmowy.
- Witaj Hermiono.
- Witaj – powiedziała panna Granger.
- Chciałem zabrać dzieci na spacer.
- Właśnie wracamy. Może innym razem.
- To może mógłbym was chociaż odprowadzić do domu?
- Jak chcesz – Hermiona wiedziała, że nie może mu zabronić. Do domu nie było daleko, więc stwierdziła, że tyle wytrzyma jego obecność.
- Mógłbym wziąć na ręce Alice?
- Możesz.
Mężczyzna wziął córeczkę na ręce, a ona widząc go ucieszyła się strasznie. Szli przez pewien czas w ciszy. Hermiona zatrzymała się przed bramą do swojego domu.
- Jaka ona jest już duża – powiedział Smok. – Bardzo żałuję, że nie było mnie przy tym, jak się urodziła i każdego kolejnego dnia. Powinienem być. Cieszyć się z postępów jakie robi, smucić jak było źle.
- Myślę, że uda ci się to nadrobić – powiedziała kobieta.
Draco jak na sygnał jakiś, podniósł głowę i popatrzył na nią uważnie. W jego oczach zabłysła nadzieja. Nadzieja, że jednak pozwoli mu wrócić, normalnie zając się dziećmi i nią samą. Jednak Hermiona miała coś innego na myśli.
- Ale jak to?
- Od samych narodzin, poprzez pierwszy krok, gdy zacznie mówić, pierwszy roczek. Wszystko. Jak nie wierzysz, to idź się zapytać Astorii.
- Ale co ona ma z tym wspólnego? – powiedział zdziwiony mężczyzna.
- No jak to co? Jest w ciąży. Oczywiście z tobą – powiedziała to tak, jakby to było oczywiste.
Wzięła od niego Alice i ruszyła do domu. Na jego twarzy malowało się zdziwienie i nie dowierzanie. Dogonił ją przy samych drzwiach.
- Co ty mówisz?
- Normalnie. Idź do niej, to się dowiesz. Sama mi to powiedziała. Dziś w dodatku – powiedziała i weszła do domu, zostawiając zdziwionego Smoka na zewnątrz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy