piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 17


Hermiona odwzajemniła pocałunek, ale szybko go przerwała. Wstała i wyszła z pokoju. Zaglądnęła do kuchni, ale Narcyza świetnie opanowała sytuacje i dzieci aktualnie jadły śniadanie. Lekko uśmiechnęła się do nich i wyszła z domu. Zanim doszła do chodnika, Draco mocno złapał ją za rękę i obrócił w swoją stronę.
- Nie pozwolę ci odejść – powiedział. Hermiona zauważyła, że w drzwiach stoją dzieci z babcią. – Nie pozwolę. Nigdy.
- Ja muszę…
- Nie, nie musisz. Nie uciekaj od tego.
- To nie jest takie łatwe.
- Daj sobie pomóc – powiedział i mocno ją przytulił.
Podbiegł do nich Ivan i mocno się przytulił, ale po chwili wrócił się do drzwi i złapał za rączkę siostrę i poprowadził w stronę rodziców. Draco schylił się i wziął Alice na ręce, drugą objął mocno Hermionę.
- Może tak zostać? – powiedział po chwili Ivan. Hermiona popatrzyła się na niego. Po jego policzkach spływały łzy. Wyswobodziła się z objęć blondyna i klęknęła przed synkiem. Wyciągnęła ręce, a chłopczyk mocno się wtulił.
- Przepraszam cię – powiedziała. – Tak bardzo cię przepraszam skarbie. Byłeś bardzo dzielny przez cały ten czas. Powinnam była inaczej się zachować.
- Chciałem być duży, żeby ci pomóc. Żebyś nie musiała się jeszcze mną przejmować – powiedział cicho przez łzy.
- Wiem, ale powinnam wziąć pod uwagę dobro wszystkich.
- Może tata zostać? – zapytał i popatrzył jej w oczy. W jego głosie było słychać błaganie.
- Może zostać – odpowiedziała cicho i mocno przytuliła synka. Dobrze wiedziała, że Draco też ją usłyszał. Postawił Alice na ziemi.
- Dziękuję – powiedział i mocno przytulił ich oboje.



**

Dni mijały jeden za drugim i zanim się ktoś zorientował, przyszła już jesień. Hermiona wróciła do Londynu na stałe, ale klub we Włoszech odwiedzała regularnie. Nie wiedziała komu może powierzyć to stanowisko, więc co ważniejsze sprawy sama załatwiała.
Z jej twarzy nie schodził promienny uśmiech. Wreszcie miała szczęśliwą rodzinę. Draco starał się jak tylko mógł wynagrodzić im ten czas, w którym go nie było. Rozpieszczał dzieci, co nie podobało się Hermionie, ale nie potrafiła się na niego długo gniewać. Już nic nie mogło popsuć ich szczęścia.
Pewnego dnia przed drzwiami posiadłości państwa Malfoy, pojawiła się Astroia, która chciała przemówić do rozsądku Draconowi, ale ten nawet nie chciał jej wysłuchać.
Narcyza przeniosła się do domu Hermiony. Wydawała się bardzo szczęśliwa. W końcu miała całą rodzinę. Syn był szczęśliwy, Hermiona, którą traktowała jak córkę, była szczęśliwa, a najważniejsze - dzieci były szczęśliwe.

- Chciałabym święta spędzić w jakimś uroczym miejscu – powiedziała pewnego wieczoru Hermiona, siadając na kanapie w salonie.
- Masz na myśli coś konkretnego? – zapytał Draco i uśmiechnął się do niej.
- Nie. Nie wiem. Jak byłam mała z rodzicami wyjeżdżaliśmy na święta. W Londynie święta nie moją swojego uroku. Chciałabym żeby na drzewach było mnóstwo śniegu, żeby nie było tylu ludzi, taki miły nastrój.
- Hmm. Zastanowimy się jeszcze nad tym – powiedział uwodzicielsko blondyn i usiadł koło kobiety. – Dzieci śpią?
- Tak.
Nachylił się i namiętnie ją pocałował. Hermiona lekko się uśmiechnęła, ale odwzajemniła pocałunek. Całowali się tak przez chwilę, gdy na górze rozległ się jakiś hałas, a po chwili płacz dziecka. Kobieta zerwała się z kanapy czym prędzej i pobiegła na pierwsze piętro. Krzyk dochodził z pokoju Alice. Pokonała ten odcinek korytarza w zawrotnym tempie i otworzyła ostrożnie drzwi. Rozglądnęła się po pokoju i dopiero po chwili zorientowała, co się stało. Dziewczynka siedziała na ziemi i zanosiła się histerycznym płaczem. Podeszła do niej i wzięła na ręce.
- Cii. Nie płacz – powiedziała łagodnie i uważnie się jej przyjrzała. – Ile razy ci mówiłam, że nie wolno tak wychodzić z łóżka? Chodź, przyłożymy coś zimnego.
Na czole dziewczynki już pojawiał się wielki siniak. Nie po raz pierwszy jej córeczka postanowiła wyjść z łóżeczka, dlatego na podłodze leżał miękki i puszysty dywanik. Wiedziała, że nie należy odzywać się, to za chwilę przestanie płakać i zapomni o siniaku. Hermiona zeszła do kuchni i wyjęła z zamrażarki jakieś jarzyny. Posadziła córeczkę w krzesełku i sięgnęła po ścierkę, żeby obłożyć paczkę i przyłożyć do czoła. Po chwili z góry zszedł też Draco, który poszedł do Ivana, sprawdzić, czy chłopczyk się nie obudził.
- Nie wiem, co jeszcze zrobić, żeby nie wychodziła – westchnęła pani Malfoy, patrząc się na męża. – Za którymś razem może sobie coś zrobić poważnego i co wtedy?
- Nie przesadzaj kochanie – powiedział uspokajająco blondyn.
- Wiesz, że nigdy nic nie wiadomo.
Kobieta wzięła córeczkę na ręce i wyszła z nią z pomieszczenia. Chwile chodziła po salonie, uspokajająco kołysząc dziecko. Miała nadzieję, że zaśnie w między czasie. Alice nie usnęła, ale uspokoiła się i przestała płakać. Hermiona posiedziała z nią jeszcze chwilę, po czym postanowiła zanieść na górę i położyć spać. Nie było to łatwym zadaniem, bo dziewczynka się rozbudziła, ale w końcu ze zmęczenia same jej się zamknęły oczka. Pani Malfoy po cichu wyszła z pokoju i skierowała się do sypialni. Była zmęczona i zła. Wzięła szybki prysznic i za pomocą różdżki wysuszyła włosy. W drzwiach do pokoju, spotkała Dracona, który lekko się uśmiechał i przyciągnął ją do siebie. Pocałował w czubek nosa i uwodzicielskim głosem zapytał:
- Na czym skończyliśmy?
- Na niczym – odpowiedziała sucho kobieta i wyswobodziła się z jego objęć. – Jestem zmęczona. Idę spać. Dobranoc.
Wyminęła go i położyła się po swojej stronie łóżka. Zgasiła lampkę nocną i zanim się zorientowała usnęła.

Dni mijały szybko. Skończył się październik i listopad. Zrobiło się zimno, ale jak to w Londynie bywa, nie spadł śnieg. Tego właśnie brakowało Hermionie z dzieciństwa. W Hogwarcie zawsze było pełno śniegu, a poza tym co roku wyjeżdżała z rodzicami na święta. Chciała chociaż na chwilę cofnąć się w tamte czasy, poczuć jak małe dziecko. Mimo że teraz była najszczęśliwsza i wiedziała, że nie zmieniłaby niczego w swoim życiu, chciała na chwilę uciec od tego. Odpocząć.

- Ivan, pośpiesz się! – krzyknęła Hermiona, stojąc przed drzwiami wyjściowymi.
- Już idę – pojawił się na górze schodów i czym prędzej zbiegł po nich. – Zapomniałem, że obiecałem babci laurkę.
- No już dobrze. Ale musimy się pośpieszyć – powiedziała kobieta, wzięła Alice na ręce i wyszła z domu. – Musimy kupić prezent jeszcze.
Posadziła córeczkę w foteliku, pomogła zapiąć się Ivanowi, a sama siadła za kierownicą.
- A tata?
- Powiedział, że już tam będzie na nas czekać – uśmiechnęła się do lusterka wstecznego.
Podróż do domu Narcyzy zajęła im długo, ale jakimś cudem udało się im nie spóźnić. Pani Malfoy zorganizowała małe przyjęcie z okazji swoich urodzin. Miał to być uroczysty obiad.
Po obiedzie Draco wstał ze swojego miejsca i podszedł do Hermiony, wyciągając jakąś kopertę. Położył ją na stole i wrócił się na miejsce.
-Co to? – zapytała.
- Otwórz, to zobaczysz - uśmiechnął się tajemniczo mężczyzna.
Pani Malfoy ostrożnie ją otworzyła i wyciągnęła jakąś kartkę. Gdy przeczytała, popatrzyła zdziwiona na swojego męża.
- To jest mój prezent na święta. Chociaż tam jest jeszcze jedna niespodzianka. Ale wszystkiego dowiesz się na miejscu.
- Mamo, co to? – zapytał Ivan.
- Zaproszenie w Alpy na święta – odpowiedziała Hermiona, uśmiechając się.


Święta spędzili w rodzinnej atmosferze. Hermiona cały czas uśmiechała się. Przed oczyma pojawiły jej się wspomnienia z dzieciństwa. Już dawno takich wspaniałych świąt nie spędziła. Ale czekała na nią jeszcze jedna niespodzianka. Chciała coś wyciągnąć z Dracona, ale ten milczał jak grób. Przypuszczała, że Narcyza też wie więcej niż mówi, ale nie chciała naciskać.

- Hermiona. Wstawaj.
- Ale jeszcze chwilkę – wymruczała i przewróciła się na drugi bok.
- Nie! Masz teraz wstać. Nie ma czasu.
- Ale przecież są święta.
- Niespodzianka się szykuje, a ty musisz wstać – powiedziała Narcyza i wyszła z pokoju.
Brązowowłosa poleżała jeszcze chwilę, po czym wstała i zeszła na śniadanie, które przygotowała dla niej blondynka.
- Dowiem się czegoś więcej?
- Jeszcze nie. Wszystko w swoim czasie.

Hermiona od ponad dwóch godzin miała zakryte oczy i musiała się w całości podporządkować Narcyzie. Jeszcze chwilkę miała wytrzymać, tak jej powtarzała blondynka.
- Długo jeszcze? – zapytała, zniecierpliwiona.
- Już dochodzimy do celu.
Pani Malfoy poczuła na twarzy ciepły powiew powietrza i usłyszała skrzypienie drzwi. Jeszcze zanim opaska spadła z jej oczu, dobiegły ją pierwsze takty marszu weselnego. Na chwile oślepiło ją jasne światło, ale już po chwili jej oczy przyzwyczaiły się i zobaczyła, że przy ołtarzu stoją jej dzieci, mąż i ksiądz. Czekają na nią. Popatrzyła zdziwiona na Narcyze.
- Musisz zapytać się Dracona – odpowiedziała blondynka.
Hermiona ruszyła powoli w ich stronę, ale zatrzymała się parę kroków przed wszystkimi. Smok z uśmiechem na ustach, podszedł do niej i lekko pocałował w usta.
- Pięknie wyglądasz.
- Co to wszystko znaczy? – zapytała.
- Wiem, że i tak już jesteśmy po ślubie, ale chciałbym odnowić to. Na znak zaczęcia od nowa wszystkiego. Wyjdziesz za mnie po raz drugi?
- Tak – powiedziała po krótkiej ciszy Hermiona i rozpłakała się.



Koniec :) 

Obserwatorzy