niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział 7



Dni mijały jeden za drugim. Hermiona z Alice wyszły już ze szpitala. Obie czuły się dobrze. Pani Malfoy była wdzięczna Blaisowi i Narcyzie za wszelką pomoc, którą ją obdarzyli, bo bez nich na pewno by sobie nie poradziła.
Draco też czuł się lepiej, ale dalej nie pamiętał szczegółów z życia, jak to określił lekarz. Hermiona czasem przychodziła do niego z dziećmi, ale było to dla niej bardzo trudne wizyty, dlatego starała się ich unikać. Ale chciała też, żeby Smok poznał swoją córeczkę, więc Narcyza częściej brała Ivana i Alice do syna.


- Hermiono, czego ty tak właściwie szukasz? – zapytał się Blaise pewnego słonecznego dnia w środku lata.
- No jak to czego?! Muszę znaleźć jakieś przedszkole dla Ivana.
- Przedszkole? Po co?! – zdziwił się mężczyzna.
- A po co chodzi się do przedszkola? Przecież nie powiedziałam, że poślę go do zwykłego przedszkola. Oswoi się z magią, a poza tym będzie miał się z kim bawić i nie będzie cały dzień siedział w towarzystwie starszych – wyjaśniła pani Malfoy.
- No w sumie masz rację – przyznał Diabeł.
- Cześć – powiedziała Narcyza, wchodząc na taras, na którym siedzieli.
- Hej.
- Witaj – powiedzieli równocześnie.
- Hermiono, po co ci te pudła, które stroją na korytarzu? – zapytała blondynka i usiadła.
- No właśnie – zaczął Zabini. – Też się miałem pytać.
- Yyy… - czuła na sobie uważnie spojrzenie obojga. – Pakuje swoje rzeczy do nich.
- Ale po co?
- Niedługo Draco wyjdzie ze szpitala i wróci do domu.
- Ale to też twój dom! – zaprotestowała starsza z pań.
- Ale własny mąż mnie nie pamięta! – krzyknęła Hermiona.
Po jej policzkach spływały łzy. W tym samym czasie rozległ się płacz dziecka. Pani Malfoy podniosła się i weszła do domu. Podeszła do kojca w salonie i wzięła na ręce małą Alice.
- Cii – powiedziała do niej. – Mama już jest.
- Wiesz… – zaczął Diabeł.
- Już postanowiłam i zdania nie zmienię. Wprowadzę się do mojego starego domu. A Draco jak mnie nie pamięta, to niech ułoży sobie życie beze mnie i dzieci.
- Ale…
- Blaise, nie próbuj jej przekonać – powiedziała Narcyza. – I tak to się nie uda, bo jak się uprze to nic nie przemówi do niej.


** Perspektywa Draco**

Dobrze, że już niedługo wychodzę z tego szpitala, bo zanudziłbym się tutaj na śmierć. W kółko ktoś u mnie siedzi. Najczęściej Astoria, ale ona przychodzi albo wychodzi zanim pojawi się moja rodzicielka lub ta brunetka. Mama przychodzi tutaj z Ivanem i małą Alice. Tak swoją drogą słodkie dziecko, ale nie wiem, po co ją do mnie przynosi, skoro wie, że nie lubię dzieci, z wyjątkiem Ivana.
Brunetka, o ile się nie mylę Hermiona, dziwnie się zachowuje. Tu niby się uśmiecha, ale w jej oczach widzę smutek. Już kiedyś chciałem się jej o to zapytać, ale stwierdziłem, że to nie moja sprawa. A jak mamy się pytałem, to zmieniła temat i nic mi o niej nie powiedziała.
Mam wrażenie, że o czymś powinienem wiedzieć i coś mnie omija, ale nie wiem co. Chciałem sobie przypomnieć, ale tylko zaczęła mnie głowa boleć i do niczego nie doszło.
- Draco słuchasz mnie w ogóle?! – niemal krzyknęła Astoria.
- Przepraszam. Głowa mnie boli – powiedziałem, mając nadzieje, że da mi w ten sposób spokój. Chociaż naprawdę zaczęła mnie boleć głowa.
- Nic się nie dzieje. Odpocznij – powiedziała czule, nachyliła się nade mną i pocałowała. – Przyjdę później.
 Zabrała swoje rzeczy i wyszła z sali. Od razu zrobiło się cicho, z czego bardzo się cieszyłem. Leżałem i wpatrywałem się w sufit. Próbowałem sobie przypomnieć coś sprzed wypadku, ale nie szkło mi najlepiej, więc w końcu dałem sobie spokój. Przymknąłem oczy, a po chwili usłyszałem, że drzwi się otwierają. Zanim ktoś się odezwał, powiedziałem.
- Astrio mówiłem, że głowa mnie boli.
- To może my jednak przyjdziemy kiedy indziej – powiedział cichy kobiecy głos. Momentalnie otworzyłem oczy i napotkałem brązowe oczy. Jednocześnie tak znane, ale obce.
- Nie, nie! – zaprzeczyłem. Lubiłem jak Ivan przychodził do mnie.
- Cześć Draco – powiedział chłopczyk, podchodząc do mojego łóżka.
- Hej.
Hermiona usiadła na krześle w najdalszym kącie i z nosidełka wyjęła Alice. Mała coś gaworzyła i uśmiechała się, zadowolona z czegoś. Rozmawiałem z chłopcem, ale uważnie przyglądałem się brunetce.
- Czy my wcześniej się znaliśmy? – zapytałem nagle. Ona popatrzyła na mnie dziwnie, po czym pokiwała lekko głową.
- W szkole już się znaliśmy – odpowiedziała cicho.

** Perspektywa Hermiony **

Zapytał mnie, czy się znaliśmy, to może jednak coś sobie przypomina? Ale z drugiej strony, to może być złudna nadzieja. Mówiłam Narcyzie, że przychodzenie tutaj z dziećmi nie jest dobrym pomysłem. W szczególności dla Ivana, który przyzwyczai się do Dracona, a później, jak się przeprowadzimy, nie będzie odwiedzać go tak często.
Poza tym w sumie już w całości przeprowadziłam się do starego domu. Ludzie, którzy wynajmowali mieszkanie nie byli zachwyceni swoją przeprowadzką, ale nic do gadania nie mieli, bo uprzedziłam ich wcześniej, że muszą się wyprowadzić. Będę miała bliżej do klubu, a i Ivan pójdzie do przedszkola, co dobrze na niego wpłynie. Pobędzie trochę z dziećmi w swoim wieku, oswoi się z magią.
Blaise razem z Narcyzą dalej próbowali mnie odwieść od pomysłu przeprowadzki, ale to już było postanowione, więc na pewno oni mnie nie powstrzymają.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek. Popatrzyłam po sali, natrafiając na błękitny kolor tęczówek mego męża, po czym zaczęłam w torbie szukać telefonu. Znalazłszy go, popatrzyłam na wyświetlacz. Dzwonili z klubu. Odebrałam i starając się nie robić hałasu, zapytałam się, co się stało. Okazało się, że mają jakiś problem z zamówioną salą. Stwierdziłam, że przyjadę do nich tam, bo to i tak była dobra wymówka, żeby wyjść już ze szpitala.
Nie to, że nie chciałam tutaj być. Przy nim. Tylko patrząc na Smoka, zaraz wszystko mi się przypominało i od nowa miałam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko i zostać w takim stanie dopóki to się nie wyjaśni. Ale nie mogłam tego zrobić. Musiałam normalnie żyć dla dzieci. Dla naszych wspólnych, wspaniałych dzieci.
- Ivan, musimy jechać – oznajmiłam i wsadziłam Alice do nosidełka. Mała trochę protestowała, ale w końcu udało mi się ją zapiąć w pasy.
- Ale dlaczego tak szybko? – zapytał, co mnie zdziwiło, Draco.
- Przykro mi, ale mam małe zamieszanie w pracy i muszę to jechać wyjaśnić.
Zabrałam rzeczy i podeszłam do drzwi. Poczekałam, aż Ivan pożegna się i wyszłam zaraz za nim. Na korytarzu odetchnęłam głębiej i poczułam się bardziej pewnie.
Auto zostawiłam zaparkowane na pobliskim parkingu. Mijaliśmy ludzi, którzy nie zwracali większej uwagi na nas. Najpierw zapięłam Małą na przednim siedzeniu i upewniłam się, że dobrze wszystko jest zapięte, a później pomogłam Ivanowi.
Ulice były dość zatłoczone, ale to w tym mieście, to nie nowość, więc nie bardzo zwróciłam na to uwagę. Przy klubie zaparkowałam na swoim stałym miejscu. Zabrałam nosidełko z Alice, która zasnęła, otworzyłam drzwi chłopcu i pomogłam wysiąść. Weszłam do klubu i od razu udałam się do baru. Mały pobiegł bawić się na scenę, porywając po drodze za rękę Lise.
Nosidełko postawiłam na barze, a sama usiadłam na krześle obok jakiegoś pana, którego kojarzyłam z widzenia. Najwidoczniej to z nim był problem.
- Tak? – zapytałam.
- To pani zapisywała mnie na te dwie sale na dzisiaj – powiedział z wyrzutem mężczyzna.
- Najprawdopodobniej byłam to ja. Ale jak pan się podpisywał, to w czym problem?
- Podpisałem. Chodzi o to, że ci państwo nie wiedzą o tym! A ja zastrzegałem, że będę chciał wcześniej przyjść i urządzić po swojemu.
- Mogę zobaczyć dokumenty?
- Tak, proszę – podał mi teczkę, w których, jak się okazało, były owe papiery. Przeglądnęłam je i przypomniałam sobie, że było coś takiego. Lekko pokiwałam głową i popatrzyłam na Allana.
- Tak, zgadza się. Pan chciał po swojemu urządzić i obiecał, że na następny dzień posprząta. Więc puśćcie go normalnie. Ja na razie muszę do domu jechać, ale wieczorem powinnam jeszcze na chwile tutaj zajrzeć – powiedziałam. Wszyscy pracownicy pokiwali głowami, a ja zawołałam Ivana i ruszyłam do wyjścia.
Wróciłam do posiadłości Malfoya i dopakowałam do końca swoje rzeczy. Zdziwiłam się, że nie ma Narcyzy w domu, ale najwidoczniej musiała być u siebie. Postanowiłam przejść jeszcze raz po wszystkich pokojach, sprawdzając czy na pewno wzięłam to co moje.
W sypialni znalazłam jeszcze nasze wspólne zdjęcie. Wzięłam je do ręki i przyjrzałam mu się. Byliśmy tacy szczęśliwi. Poczułam jak po policzku spływa mi łza. Nie miałam siły jej powstrzymać. Zabrałam zdjęcie i ruszyłam dalej. Znalazłam jeszcze parę zabawek dzieci. Wzięłam je i ruszyłam do auta. Po drodze jeszcze wsadziłam Alice do nosidełka i poprosiłam Ivana, żeby zabrał zabawki. Posłusznie wykonał polecenie, zresztą jak zawsze.
Zatrzasnęły się za nami drzwi posiadłości Malfoyów, co znaczyło tyle, że zamyka się jeden rozdział w moim życiu, a otwiera jakiś inny. Miałam nadzieję, że te następny jednak będzie lepszy niż ten, a w szczególności jego końcówka, chociaż czarno widziałam te moje nadzieje. Bez Draco to nie będzie to samo, a codziennie o nim będzie mi przypominała nasza mała córeczka.
Ciągle gdzieś tam na dnie serca tliła się nadzieje, że może jednak przypomni sobie o nas i wróci do mnie, ale rozum wszystko przyćmiewał i pokazywał rzeczywistość, że tak się nie stanie. Nie przypomni sobie, że miał żonę, którą byłam ja, że powinien mieć dziecko, na które tak czekał i cieszył się, gdy dowiedział się, że jestem w ciąży. Że obiecywał, że nie opuści mnie do końca życia, że będzie kochał mnie zawsze…
Nawet nie zorientowałam się, kiedy po moich policzkach poleciała łza, po niej następna i jeszcze jedna, aż na dobre rozpłakałam się, jak małe dziecko. Ivan podszedł do mnie i mocno mnie przytulił, mówiąc, że będzie dobrze. Blado uśmiechnęłam się, bo to zawsze ja go pocieszałam tymi słowami. A teraz sześcioletnie dziecko pocieszało mnie… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy