Hermiona siedziała na krześle koło łóżka swojego męża. Jak
powiedział im lekarz, jego stan był ciężki, ale posiadał większe szanse na
przeżycie niż śmierć. Miał poważny uraz głowy, ale teraz nie można było
ustalić, czy wszystko wróci do normy. Resztę ciała miał tylko lekko poobijaną.
Lewa ręka była złamana, ale to nic poważnego. Złamał, prawdopodobnie przy
upadku.
Na zmianę siedzieli przy Draconie. Narcyza postanowiła przenieść
się na ten czas do Hermiony i pomóc jej. Od nadmiaru stresów, mogła zacząć
rodzić wcześniej. Ivan też starał się najbardziej jak umiał, pomagać im.
Właśnie do sali weszła pielęgniarka, która zajmowała się nim od
samego początku. Trochę to dziwiło Hermionę, ale nic nie mówiła, bo opiekowała
się Draconem dobrze. Lekarz niestety zabronił pani Malfoy jakichkolwiek wysiłków
fizycznych. Niezmiernie denerwowało to brązowowłosą, ale nie mogła nic zrobić,
jak chciała donosić ciąże.
- Powinna pani już iść – powiedziała pielęgniarka, przyglądając
się Hermionie, która wpatrywała się w okno.
- Jeszcze chwilę posiedzę – odpowiedziała po chwili kobieta.
Blondynka przytaknęła jej, jeszcze raz nachyliła się nad Smokiem,
sprawdzając coś i wyszła z pomieszczenia. Pani Malfoy siedziała jeszcze pół
godziny, po czym zebrała się i nachyliła nad mężem.
- Kochanie wracaj szybko do zdrowia, bo niedługo urodzi się
dziecko, a obiecałeś, że będziesz przy porodzie – powiedziała i pocałowała go
lekko w usta.
Mężczyzna na ten gest jakby drgnął i poruszył się. Ale Hermiona
nie wiedziała, czy sobie tego przypadkiem nie wymyśliła, bo bardzo pragnęła by
tak było. W końcu leżał tak bez życia już prawie miesiąc, a jego stan nie wiele
się poprawił. Poczuła też silne kopnięcie dziecka, zupełnie jakby wiedziało, co
się zaraz wydarzy.
Pani Malfoy wyprostowała się i chciała odejść, ale coś, a raczej
ktoś złapał ją za rękę. Kobieta momentalnie odwróciła się w tamtą stronę. Jej
spojrzenie spotkało się z niebieskimi oczyma jej męża.
W tym samym czasie zdarzyło się kilka rzeczy na raz. Do pokoju
wbiegło dwóch lekarzy, Hermiona musiała usiąść na pobliskim krześle, bo zrobiło
jej się słabo, a dziecko zaczęło mocno kopać. Jeden z lekarzy zajął się nią, a
drugi jej mężem. Po chwili w sali zgromadziło się więcej ludzi. Magomedyk
pomógł jej wyjść z pomieszczenia i zaprowadził do innego pokoju.
- Jak się pani czuje? – zapytał, sadzając ją na łóżku.
- Jest mi trochę słabo i dziecko kopie – powiedziała.
- Niech pani oddycha głęboko…
- Co z moim mężem? – zapytała się. – Trzeba zawiadomić jego matkę…
- Spokojnie. Nie wiem, co z panem Malfoyem, ale jak tylko zajmę
się panią, pójdę się dowiedzieć. A na pewno któraś z pielęgniarek zajęła się
już powiadomieniem reszty rodziny.
- To dobrze – powiedziała trochę bardziej uspokojonym głosem
Hermiona.
- Niech się pani położy.
Pani Malfoy posłusznie wykonała polecenie lekarza. Magomedyk zbadał
ją dokładnie i gdy uznał, że nie ma zagrożenia nagłym porodem, pozwolił jej
wstać. Podtrzymując ją, wyszli na korytarz, gdzie czekała już matka Dracona.
- Hermiono! Nic ci nie jest? – zapytała przestraszona.
- Spokojnie. Nic się nie dzieje. Tylko trochę za dużo stresu.
Zresztą to jest pan doktor, który potwierdzi to co mówię.
- Tak, potwierdzę. Ale teraz zalecam pani usiąść i się nie
denerwować. A pani niech jej przypilnuje, ja tym czasem pójdę sprawdzić co z
panem Malfoyem.
Obie panie przytaknęły, a magomedyk pomógł usiąść Hermionie na
krześle, następnie udał się do sali, w której leżał Draco.
Siedziały, siedziały, siedziały.
I nic się nie działo. W pewnym momencie pojawił się Blaise i
Harry, ale i tak wszyscy czekali na jakieś wieść o chorym. Czekali w
nieskończoność. Co chwila tylko ktoś wychodził lub wchodził do pomieszczenia,
ale nikt nic im nie mówił. Pani Malfoy czuła, jak dziecko niespokojnie porusza
się w brzuchu. Kilka razy bardzo mocno kopnęło ją w żebra, tak że musiała
głębiej wziąć wdech. Wszyscy uważnie przyglądali się jej, gotowi w razie czego
pomóc. Jednak ona trzymała się dzielnie.
W końcu sale opuścili wszyscy lekarze i pielęgniarki. Jako ostatni
wyszło dwóch prowadzących medyków. Podeszli do nich. Na ich twarzach było widać
zmęczenie, ale też zadowolenie.
- Pan Malfoy się obudził i jego wszystkie funkcje życiowe są dobre
– zaczął jeden z mężczyzn. - Będzie musiał zostać jeszcze jakiś czas pod
obserwacją, żeby wszystko do końca ustalić. Jednak już zauważyliśmy, że
niestety pan Malfoy stracił częściowo pamięć. Wiąże się to z tym, że może nie
pamiętać niektórych osób czy zdarzeń. Na razie niewskazane byłby uświadamianie
go w tych sprawach, o których nie pamięta. Nie jestem w stanie zagwarantować,
że przypomni sobie wszystko, ale z czasem powinien przypominać sobie
poszczególne rzeczy.
Hermiona głęboko wciągnęła powietrze, po czym ze świstem
wypuściła. Nie było ważne, że nie pamiętał wszystkich szczegółów, najważniejsze
było to, że żył i względnie nic mu nie było. Chciała się z nim teraz zobaczyć.
Popatrzeć w te niebieskie oczy i powiedzieć, że już jest wszystko dobrze.
- Panie doktorze, czy ja… czy mogę… - nie była w stanie dokończyć
zdania. Zdała sobie sprawę, że płacze. Wierzchem dłoni otarła łzy z policzka i
zaczęła jeszcze raz. – Czy ja mogę go zobaczyć?
- Jest pani pewna, że się dobrze czuje i nic pani nie będzie? –
zapytał lekarz, który badał ją.
- Dobrze się czuję – zapewniła.
- Może pani wejść do niego, tylko nie długo. I dla pewności
wolałbym, żeby z panią poszedł któryś z panów.
Oboje zerwali się, ale w końcu Harry wszedł z Hermioną do
pomieszczenia. Było tam bardzo cicho. Oni powoli, nie robiąc hałasu, podeszli
do niego. Myśleli, że Draco śpi, ale gdy tylko usiedli przy łóżku, mężczyzna
odwrócił do nich twarz i otworzył oczy. Przyglądał się im przez chwile uważnie,
po czym lekko uśmiechnął do Pottera.
- No i co, znowu ci się udało – powiedział lekko się uśmiechając
Harry.
- Niewątpliwie – powiedział słabym głosem Smok. – A pani to nie
powinna na porodówce leżeć? I czemu tak właściwie, pani tutaj siedzi?
Hermiona wciągnęła głęboko powietrze. Po policzkach pociekły jej
łzy. Nawet nie próbowała ich powstrzymywać. Chwilę patrzyła w jego niebieskie
oczy, po czym za pomocą Wybrańca podniosła się z krzesła i ruszyła do wyjścia.
Potter chciał za nią iść, ale ta mu kazała zostać. Zamknęła drzwi do sali i
rozpłakała się na dobre. Zaraz przy niej znaleźli się Blaise i Narcyza.
- Kochanie, co się stało? – zapytała pani Malfoy. Młodsza z kobiet
przez kolejne ataki płaczu powiedziała:
- Nie… pamięta… mnie.
- Ciii – powiedział Zabini i przytulił ją mocniej do swojej
piersi. – Będzie dobrze.
Hermiona przytulała się do Diabła, a Narcyza głaskała ją lekko po
plecach. Siedzieli tak dopóki ciężarna się nie uspokoiła. W między czasie z
sali wyszedł też Harry, ale nic nie powiedział, tylko usiadł na krześle obok
nich i cierpliwie czekał. Gdy już dziewczyna była w miarę spokojna, odezwała
się starsza z kobiet.
- Pójdę do niego zajrzeć. Zaraz wracam – powiedziała i zniknęła za
drzwiami pomieszczenia. Wróciła po 5 minutach. Jej mina nie była za wesoła, ale
weselsza niż jej synowej.
- Wygląda strasznie – skomentowała i usiadła z powrotem koło
Hermiony. – Myślę, że powinniśmy wrócić do domów, bo siedzenie tutaj nic nie
da.
Mężczyźni przytaknęli jej. Natomiast pani Malfoy dalej siedziała
wtulona w Diabła i nic nie powiedziała. Chłopak pomógł jej wstać i poprowadził
ją do wyjścia. Z drugiej strony szła pani Malfoy, gotowa w razie czego pomóc
Blaisowi. Przed szpitalem Potter oznajmił, że jak on nie jest im potrzebny, to
już wraca do domu. Pozostała dwójka pokiwała głowami i udała się do samochodu
Zabiniego.
- Ja – zaczęła Narcyza – teleportuję się po Ivana do Ginny i z nim
do domu, a ty ją odwieź i uważaj na nią.
- Dobrze – powiedział z lekkim uśmiechem Blaise. Pomógł usiąść
Hermionie, po czym sam zasiadł za kierownicą i ruszył w stronę domu państwa
Malfoy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz