Po ślubie państwo Malfoy adoptowali chłopca. Mieli małe problemy z
rodzicami Tess, ale sąd uznał, że się w ogóle nie interesują wnukiem. Ivan
zdziwił się, gdy dowiedział się, że jednak jego dziadkowie żyją, ale nie chciał
z nimi mieszkać.
Klub bardzo dobrze funkcjonował, co nie było dziwne. Pani Malfoy
odkąd stała się mężatką, spędzała w klubie tylko tyle czasu ile było konieczne.
Draco bardzo starał się, żeby niczego nie brakowało Hermionie.
Spełniał każdą jej zachciankę. Postanowił zaprosić swoją żonę na walentynki,
żeby zapamiętała je. Chciał jej też oznajmić, że zostaje wysłany do misje.
14 lutego pani Malfoy obudziła się dość wcześnie. Chwilę leżała,
ale już moment później zerwała się i pobiegła do łazienki. Ostatnio męczyły ją
poranne mdłości. Wcześniej nie zdarzało jej się i trochę ją to denerwowało.
Gdy już przeszło, wykąpała się i ubrała. Nie robiąc hałasu, zeszła
do kuchni, gdzie zaparzyła sobie herbatę. Otworzyła lodówkę i zaczęła
zastanawiać się, co by zjadła na śniadanie. Zdecydowała się na tradycyjne tosty
z dżemem. Skończywszy posiłek, posprzątała po sobie i popatrzyła na zegarek.
Było jeszcze dość wcześnie, ale nie chciała siedzieć w domu.
Postanowiła, że zrobi śniadanie dla chłopców. Gdy było już gotowe wszystko
zostawiła je w lodówce. Napisała kartkę z informacją, gdzie jest, i że posiłek
dla nich jest w lodówce. Za pomocą czarów przykleiła pergamin w widocznym
miejscu.
Wyszła z kuchni. W przedpokoju ubrała kozaki, płaszcz i ulubiony
szalik. Do torebki wsadziła klucze od domu, telefon i różdżkę. Opuściła dom,
dobrze zamykając drzwi. Przeszła do garażu i poczekała chwilkę aż otworzą się
drzwi. Po chwili już siedziała w swoim aucie. Poczekała kilka sekund aż
rozgrzej się w środku. Wyjechała na podwórko.
Było brzydko, ale nigdy w Londynie w zimie nie było ładnie. Szaro,
mokro i brzydko. Rzadko kiedy padał śnieg, a jak już to spadał na ziemię i
topniał. Częściej padła deszcz.
Postanowiła pojechać do klubu. Musiała załatwić jeszcze kilka
spraw z walentynkami, które miały odbyć się w klubie. Była tam chwilę później.
Przed wejściem nie spotkała nikogo, ale w środku trafiła na Emily.
- Cześć – powiedziała. – Co ty tutaj tak wcześnie robisz?
- Hej. Zaraz wszyscy będą. Musimy jeszcze dekoracje porobić.
- Aa no tak. Pomogę wam, bo i tak nic nie mam do roboty. Ale
najpierw daj mi coś do picia, a ja idę do siebie.
- Dobrze.
Hermiona weszła do swojego gabinetu. Rozebrała płaszcz i powiesiła
go w szafie. Usiadła za biurkiem i zabrała się za wypełnianie papierków, które
leżały na blacie. 5 min później do pomieszczenia weszła barmanka z sokiem.
Uśmiechnęła się do niej i postawiła sok przed panią Malfoy. Hermiona
skończywszy zadanie, zeszła do głównej sali, gdzie już byli wszyscy.
- Witam was wszystkich – powiedziała i usiadła przy barze.
Popatrzyli na nią i uśmiechnęli się.
Zabrali się do pracy. Po chwili dołączyła też Hermiona, ale co
chciała coś przenieść, to zaraz ktoś zjawiał się koło niej i pomagał jej.
Zaczęła ją to denerwować po kilku takich sytuacjach. To że była w ciąży nie
oznaczyło, że nie mogła przenieść jakiego głupiego pudła. Stwierdziła w końcu,
że jej pomoc nie ma sensu i ona wychodzi. Jak powiedziała, tak też zrobiła.
Życzyła im dobrej zabawy. Miała wracać do domu, ale nie chciało jej się.
Wiedziała, że tam też będzie pod czujnym okiem.
Odpaliła auto i ruszyła, ale w zupełnie innym kierunku niż dom.
Pojechała do centrum handlowego. Zaparkowała i przez chwilę zastanawiała się,
czy na pewno dobrze robi. Zdecydowała się. Wysiadła z samochodu i ruszyła do
centrum.
Chodziła po sklepach, oglądała, kupiła nawet kilka rzeczy.
Wszystkie były dla niej, tylko już z trochę większym brzuszkiem. Kilkanaście
razy dzwonił jej telefon. Dwa razy dzwonił Harry, dwa Ginny i resztę oczywiście
Draco, ale nie odebrała ani jednego. Gdy już miała wychodzić, trafiła na sklep
dziecięcy. Weszła tam.
Jeszcze nie wiedziała czy będzie miała dziewczynkę czy chłopca.
Przechadzała się między półkami i oglądała rzeczy. Nie mogąc się powstrzymać
kupiła tutaj też kilka rzeczy. Słodkie ubranko dla noworodka, buciki, kilka
zabawek.
Odesłała zakupy do samochodu, a sama udała się do kawiarni.
Zamówiła ciasto marchewkowe i sok pomarańczowy do tego. Jadła pomału delektując
się smakiem. Zadzwonił jej telefon. Wyciągnęła go z torebki i popatrzyła na
wyświetlacz. Dzwoniła Lily. Chwilę się zastanawiała, ale postanowiła odebrać.
- Halo?
- Cześć. Tu Lily – odezwał się głos w słuchawce.
- Tak wiem. Stało się coś? – zapytała z uśmiechem na ustach pani
Malfoy.
- W sumie to nie. Mamy tylko mały problem.
- Jaki?
- Pękła jakaś rura z wodą. Mnie się nie pytaj o szczegóły, bo się
nie znam.
- Rozumie. Dzwoniliście po hydraulika?
- I tu powstaje problem. Nikt z tych numerów, na które
dzwoniliśmy, nie chce się podjąć tego.
- Dobrze. Ja zaraz zadzwonię i zapytam się, czy przyjadą. A poza
tym sama się tam zjawię.
- Dobrze. I dziękujemy.
- Nie ma sprawy. W końcu to moje zadanie i tak za dużo na was
zrzuciłam.
- Zajmujesz się rodziną.
- Tak. Nigdy sobie tego nie wyobrażałam. Ale pogadamy, jak wrócę
do klubu.
- Dobrze.
Dziewczyna rozłączyła się. Hermiona położyła telefon na stoliku i
zabrała się za dokańczanie ciasta. Po chwili rozbrzmiał jeszcze raz dźwięk
dzwonka. Popatrzyła na wyświetlacz. Po raz kolejny dzwonił Draco. Odrzuciła
połączenie. W książce zaczęła szukać numeru do fachowca. Po chwili znalazła i
zadzwoniła. Pan zgodził się i obiecał, że przyjedzie jak najszybciej. Ona zaś
zapłaciła i opuściła lokal. Kilka minut później znalazła się w swoim aucie.
Dotarła do klubu w tym samym momencie, gdy hydraulik. Facet zajął
się swoją pracą, a Hermiona pomogła sprzątać wodę, która zdążyła się już wylać.
- Dzwonił kilka razy Draco – powiedziała po jakimś czasie Emily.
Pani Malfoy wyłapała uważne spojrzenie Lily.
- Co chciał? – zapytała się obojętnie.
- Za pierwszym razem chciał się dowiedzieć, czy nadal tutaj
jesteś. A później czy mamy z tobą kontakt.
- Yhy. Dzięki – powiedziała zainteresowana. Podniosła się i
ruszyła w kierunku swojego gabinetu.
Kilka chwili po niej do pomieszczenia weszła Lily. Bez słowa
usiadła przy biurku i popatrzyła się na szefową. Siedziały tak w
ciszy aż w końcu odezwała się blondynka.
- Stało się coś?
- Co się miało stać? – zapytała Hermiona.
- Miedzy tobą o Draco.
- Nic się nie stało.
- To czemu on tak tutaj wydzwania, że nie odbierasz telefonu i na
pewno coś ci się stało. A ty włóczysz się nie wiadomo gdzie.
- Mam dość ciągłego siedzenia w domu. Nic nie mogę zrobić, żeby
przypadkiem nie zaszkodziło to dziecku. Jakbym była jakoś obłożeni chora.
Miałam dość. A poza tym kupiłam kilka rzeczy dla siebie i dziecka. Są urocze.
- Przypuszczam, ale powinnaś z nim porozmawiać. On martwi się.
Zadzwoń do niego. A najlepiej będzie jak pojedziesz do domu. Tutaj nic po
tobie, porazimy sobie.
Pani
Malfoy siedziała chwilę i wpatrywała się w drzwi wejściowe. Po chwili bez słowa
wstała, ubrała płaszcz, pocałowała Lily w policzek i wyszła. Przeszła przez
klub jak burza i wypadła na zewnątrz. Po 5 min była już na wjeździe do
posiadłości Malfoyów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz